czwartek, 19 listopada 2020

AUTOR POD LUPĄ - Wojciech Nerkowski || WYWIAD

      Serdecznie zapraszam na wywiad z Wojciechem Nerkowskim.
Cieszę się, że mogę z Panem porozmawiać na temat Pana najnowszej powieści „Okrutnie piękny”. Może na początku opowie Nam Pan coś o sobie. Kim jest Wojciech Nerkowski?

Bardzo dziękuję za zaproszenie do rozmowy. Przede wszystkim jestem scenarzystą filmowym, zaś pisanie książek to moje hobby. Powiem więcej, to moja pasja, w pisanie powieści wkładam całe swoje serce. Jestem też żywym przykładem na to, że można żyć bez mięsa, bo wegetarianinem zostałem już prawie 30 lat temu, kiedy w Polsce jeszcze mało kto się na to decydował. To może tyle na początek, bo jako introwertyk nie lubię rozmawiać o sobie… 

Jak to się stało, że postanowił Pan pisać książki? Czy zawsze marzył Pan o pisaniu?

Chyba zawsze o tym skrycie marzyłem, choć byłem przekonany, że się nie da, że trzeba mieć talent, szczęście, „inni robią to lepiej”, „nie ma szans się przebić” itd. Okazało się, że wystarczy pracowitość i determinacja.

Jak Pana bliscy zareagowali na informację o wydaniu kolejnej książki?

Mam na koncie już kilka powieści i ponad tysiąc odcinków seriali, scenariusze dwóch filmów fabularnych, więc prędzej zareagowaliby, gdybym nie wydał kolejnej książki. To by ich zaskoczyło

Co było dla Pana główną inspiracją do napisania powieści „Okrutnie piękny”?

Dawno temu byłem na ślubie, na którym wydarzył się podobny incydent jak w „Okrutnie pięknym”. Utkwił mi w pamięci i wiele lat później zainspirował. Oczywiście wszystkie szczegóły zmieniłem, więc uczestnicy tamtych zdarzeń nie rozpoznają się w bohaterach mojej powieści.

Czy uważa Pan, że uroda odgrywa ważną rolę w życiu człowieka?

Czy nam się to podoba czy nie, uroda i atrakcyjność fizyczna mają wielki wpływ na nasze życie. Podobnie jak pochodzenie, bogactwo, ale też inteligencja. Nie uważam jednak, że jest to wpływ decydujący. Ktoś, komu natura poskąpiła urody, wcale nie stoi na przegranej pozycji. Mój bohater, Tomasz, choć sam siebie określa jako przeciętniaka, radzi sobie i w życiu, i z kobietami całkiem nieźle. Dopiero kiedy zaczyna porównywać się z przystojnym znajomym, popada w zazdrość i rusza lawina problemów.

Główny bohater Pana powieści - Tomasz, nauczyciel biologii, to postać wzbudzająca wiele emocji. Czy trudno opisywało się Panu wydarzenia z jego perspektywy?

Pierwszy raz zdecydowałem się na narrację pierwszoosobową. Zdziwiło mnie, kiedy czytałem książkę „Zawód powieściopisarz” Harukiego Murakamiego, i okazało się, że ten mój ulubiony japoński pisarz dopiero po dwudziestu latach kariery odważył się na inną narrację niż pierwszoosobowa. Mnie łatwiej było pisać narratorem ukrytym, wszystkowiedzącym, bo to najbardziej przypomina scenariusz filmowy, w którym autor niejako unosi się nad sceną i tylko ją opisuje. Wcielenie się w Tomasza potraktowałem jak zadanie aktorskie, wtedy prowadzenie narracji z jego punktu widzenia poszło już gładko.

Czy postać Konrada Krauze, mężczyzny atrakcyjnego, wzbudzającego podziw u kobiet ma swój pierwowzór w rzeczywistości?

Konrad jest postacią archetypową, jak to się mówi po angielsku „larger than life”. Nie ma więc pierwowzoru w rzeczywistości i jeśli kiedykolwiek doszłoby do adaptacji filmowej „Okrutnie pięknego” współczuję reżyserowi castingowemu, bo ciężko będzie znaleźć odtwórcę roli Konrada.

[ŹRÓDŁO]

A może w „Okrutnie pięknym” pojawiają się jakieś inne elementy z prawdziwego życia?

Ważne jest dla mnie prawdopodobieństwo, zwłaszcza psychologiczne, nigdy więc nie zmyślam całkowicie ani swoich postaci, ani historii. Miejsca, mieszkania bohaterów też prawie zawsze istnieją w rzeczywistości. Kluczem jest, by wykorzystać tylko pewne elementy z prawdziwego życia, a resztę uzupełnić wyobraźnią. Nigdy nie opisuję nikogo ani niczego „jeden do jednego”, czułbym się z tym niezręcznie.

Co podczas pisania „Okrutnie pięknego” sprawiało Panu największą trudność?

Chyba Marta. Nie chciałem, żeby wypadła blado w porównaniu ze innymi postaciami kobiecymi – charyzmatyczną Anitą, przebojową Julką, histeryczną Gośką czy wyniosłą Alicją. Takie „everywoman”, dziewczyny z sąsiedztwa, ale też i „everymanów” pisze się najtrudniej.

Czy pisząc „Okrutnie pięknego” wiedział Pan od razu, co się wydarzy, czy kolejne rozdziały pisał Pan raczej spontanicznie?

Zawsze wymyślam najpierw zarys całej powieści, więc znów kłania się podejście scenariuszowe. W żargonie filmowym jest nawet specjalne słowo na taki zarys – treatment. Kolejnym krokiem jest drabinka, czyli podział historii na sceny, tego również trzymam się przy wymyślaniu powieści, jedynie zamiast scen wymyślam rozdziały. I dopiero na końcu je rozpisuję. Nie trzymam się tego schematu sztywno, ale też raczej nie idę na żywioł.

Czy to zgrabne i zaskakujące zakończenie zrodziło się w Pana głowie zanim zaczął Pan pisać książkę, czy może pojawiło się podczas procesu tworzenia?

Zawsze w pierwszej kolejności wymyślam zakończenie. Pisanie powieści jest dla mnie trochę jak podróż. Nim wyjdę z domu, kupuję bilet lotniczy, a na nim zawsze jest napisane, dokąd lecimy.

Jak wyglądało Pana otoczenie podczas tworzenia kolejnych stron książki? Co lubił Pan mieć obok siebie, co Panu przeszkadzało?

Jestem w stanie pisać wszędzie, a otoczenie nie ma dla mnie specjalnego znaczenia. Zdarzyło mi się napisać, nomen omen, pilota serialu, podczas długiej podróży samolotem. Natomiast nigdy nie piszę przy biurku, nie mam nawet w domu takiego mebla.

Jak udało się Panu pogodzić pisanie książki z codziennymi obowiązkami?

Najważniejsze jest, by zacząć pisać codziennie. Choćby jedno zdanie, ale codziennie. Potem wystarczy jedna godzina, a to zaledwie 4% doby, nie zabiera wcale tak wiele czasu, a po niecałym roku powieść jest gotowa.

Czy podczas pisania „Okrutnie pięknego” pojawiły się momenty zwątpienia, chwile kiedy absolutnie brakowało Panu weny? Jeśli tak, to jak sobie Pan wtedy poradził?

Zawsze kiedy kończy mi się wena, idę na spacer, na rower albo chociaż po zakupy. Odkryłem, że moja kreatywność jest kinestetyczna, czyli napędza ją ruch. Kiedyś w podobnych sytuacjach wpadałem w panikę i zmuszałem się do ślęczenia przed komputerem, co nie przynosiło żadnego efektu. Mój patent nie jest oczywiście uniwersalny, ale każdy może odkryć, jak nakręcić swoją sprężynę.

Jak wyglądają Pana plany wydawnicze? Czy ma już może Pan gotową kolejną powieść?

W kolejce czeka kontynuacja „Przecięcia” czyli dalsze losy Roberta i Kaśki. Dopieszczam ją i mam nadzieję, że zostanie wydana już w przyszłym roku.

Jakby Pan zachęcił czytelników Nie oceniam po okładkach do sięgnięcia po Okrutnie pięknego”?

„Okrutnie piękny” to nietypowy kryminał, więc trafia w gusta czytelników, którzy mogą już poczuć przesyt kolejną zagadką, rozwiązywaną przez detektywa albo policjanta o dziwnym imieniu i nazwisku. Jest też powieścią realistyczną, nie ma tu historii w stylu „zabili go i uciekł”, nacisk na prawdopodobieństwo psychologiczne spodoba się miłośnikom powieści obyczajowych. Najbardziej dumny jestem z zakończenia, które wzbudza też największe emocje i kontrowersje, na pewno nie pozostawi Czytelnika obojętnym…


Przeczytaj recenzję


Serdecznie zachęcam do polubienia 
i śledzenia profilu autora na Facebooku. 

https://www.facebook.com/A.Sinicka/?epa=SEARCH_BOX

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥