Reese
Anderson, dwudziestodwuletnia studentka psychologii, tegoroczne, trzymiesięczne
wakacje planuje spędzić w Los Angeles, aby opiekować się siedmioletnią Josie
Spencer. Nikt jednak nie przypuszczał, że dojdzie do tragedii - matka i ojczym
dziewczynki nieoczekiwanie zostają zamordowani. I wtedy w życiu Josie pojawia
się jej biologiczny ojciec, który unikał odpowiedzialności za Josephine przez
ostatnie pięć lat. Resse próbuje pomóc Owenowi w zbudowaniu więzi i nawiązaniu
kontaktu z córką. Nie jest łatwo. Mężczyzna nie do końca ufa opiekunce, ta z
kolei jest zdystansowana. Czy Owen wzbudzi zaufanie córki i Resse? Co wydarzyło
się w przeszłości opiekunki? Kto zamordował Spencerów? Czy Josie może czuć się
bezpieczna?
„(…) miałam wrażenie, że rozpadam się od środka. A potem przyszedł Owen i mnie posklejał. Jego dotyk, zapach, uspokajające słowa oraz próby żartu pomogły. Nie mam pojęcia, jak ten facet to robi, ale nie chcę, by kiedykolwiek przestał”.
Dawno nie odczuwałam takiej euforii, ekscytacji, ciepła i „motyli” podczas czytania. Całkowicie i w zupełności zatopiłam i zatraciłam się w życiu bohaterów, którzy, nawiasem mówiąc, skradli kawałek mojego serca. W dużej mierze za osobowość, za spojrzenie na świat, za przeszłość, która ich naznaczyła i, mimo wszystko, uczyniła silnymi. Wspaniale było przyglądać się, jak sukcesywnie Resse otwiera się na Owena, jak oboje stają się dla siebie lekarstwem. Z kolei z ogromnym bólem i rozżaleniem przyglądałam się, jak trudno Jose jest odnaleźć się w nowej rzeczywistości, bez najważniejszej osoby - mamy i u boku ojca, który dotychczas nie był obecny w jej życiu. Ten, jakże ważny i bolesny temat - starta bliskich osób, który autorka porusza w swojej książce, skłania do refleksji i docenienia tych, których mamy wokół siebie.
Resse
to dziewczyna, z którą mogłabym się zaprzyjaźnić. Jest odważna, uparta i w tym
wszystkim urocza na swój sposób. Momentami krucha i delikatna, przez wzgląd na
przeszłość, ale wciąż silna i dzielna. Posiada niesamowite podejście do dzieci.
Jej spokój, opanowanie i entuzjazm, z jakim zajmowała się Jose zyskuje w
oczach. Z kolei Owen Maxweel, to mężczyzna, który sprawia, że serce gubi rytm.
Owszem niezły z niego dupek i pewny siebie gbur, ale potrafi być opiekuńczy,
troskliwy i czuły. Jest właścicielem najpiękniejszych oczu w kolorze whiskey,
prowadzi dobrze prosperującą firmę i uczy się być ojcem, uczy się odpowiedzialności za drugą osobę.
Ludka Skrzydlewska doskonale wie, w jaki sposób budować napięcie. Autorka potrafi przedstawić wydarzenia w taki sposób, że trudno przewidzieć, co czeka nas w kolejnych rozdziałach. Bardzo podobało mi się, iż fabuła została ukazana z perspektywy Reese i Owena. Uwielbiam ten sposób narracji, bowiem dużo łatwiej jest mi wczuć się w położenie bohaterów, wniknąć w ich myśli i uczucia, zrozumieć zachowanie oraz podejmowane decyzje. Autorka udowodniła, że pisanie rozdziałów z męskiej perspektywy nie stanowi dla niej problemu, wręcz przeciwnie, poradziła sobie z tym zadaniem znakomicie! Ludka od samego początku rzuca bohaterom wyzwania, co sprawia, że oni pokonują swoje ograniczenia, a czytelnik aktywnie uczestniczy w każdym aspekcie historii.
REASUMUJĄC: Jakie to było wspaniałe! "Opiekunka" to kompozycja o wątpliwościach, dylematach oraz o ogromnej odpowiedzialności, która wiąże się z opieką nad dzieckiem. Ludka Skrzydlewska oddaje w ręce czytelników historię, która od pierwszych stron dostarcza wielu wrażeń i emocji, a co najważniejsze intryguje i trzyma w napięciu do samego końca. Wyborna lektura, od której trudno było mi się oderwać. Tętniąca prawdziwymi uczuciami, napisana z niebywałą lekkością i smakiem. Piękna, wyjątkowa, autentyczna. Gorąco polecam!
GARŚĆ INFORMACJI O KSIĄŻCE
Tytuł: "Opiekunka"
Autor: Ludka Skrzydlewska
Wydawnictwo: Editio red
Ilość stron: 400
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
Moja ocena: 10/10
Premiera: 16.06.2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥