niedziela, 29 lipca 2018

226. "Wbrew Grawitacji" - Julie Johnson || RECENZJA PATRONACKA


"Wniknął w moje życie, wkradł się w każdy wymiar mojej egzystencji, póki nie zakochałam się w nim bez pamięci i już nie wiedziałam, gdzie on się kończy, a ja zaczynam”. 

Brooklyn od czternastu lat walczy z traumą, jaka spotkała ją w dzieciństwie. Jej ukochana mama, źródło opieki, miłości i bezpieczeństwa, została bez skrupułów zamordowana na jej oczach, na parkingu przez supermarketem. Kiedy Brooklyn została umieszczona w rodzinie zastępczej, doszczętnie zamknęła się w sobie, otoczyła silnym murem i nie zamierzała nikogo do siebie dopuścić, gdyż bała się zranienia. Tragiczne w skutkach wydarzenie, trwale wyryło się w pamięci dziewczyny i po dziś dzień nawiedza ją we snach. Brooklyn nie potrafi o tym tak po prostu zapomnieć, odciąć się i żyć pełnią życia. Lecz kiedy w jej życiu pojawia się Finn najprzystojniejszy student i wokalista, wydawać by się mogło, że ten uleczy jej zranioną i zdruzgotaną duszę. Nie wie jednak, iż Finn skrywa pewną tajemnicę. Do tego dochodzą głuche telefony, niespodziewane prezenty i ciągły strach, bowiem Brooklyn, nie ma pojęcia kto za tym stoi. Czy dziewczyna będzie jeszcze kiedyś szczęśliwa? Jak zareaguje na tajemnicę Finn'a? Co się stanie, jeśli tajemniczy dręczyciel, wkroczy do jej życia? Czy Brooklyn w końcu zaakceptuje swoją rzeczywistość i samą siebie?


Wbrew grawitacji jest historią o walce z utratą bliskiej osoby. To także historia o miłości, przyjaźni, akceptacji siebie i rzeczywistości. Historia, która porusza struny ludzkiej duszy, roztacza przyjemne ciepło w sercu i pokazuje, iż miłość potrafi zwyciężyć wszystko. Choć lekko przewidywalna, to jednak piękna.

Autorka bardzo wyraziście ukazała odbiorcy, z jaką traumą zmaga się osoba, która utraciła kogoś bardzo ważnego w swoim życiu. Brooklyn, cały czas walczy, aby choć w minimalnym stopniu pogodzić się z tym, że jej mamy już nie ma, że została jej brutalnie odebrana przez narkomana, który ją zastrzelił z zimną krwią, ukradł kluczyki od samochodu i odjechał z małą Brooklyn na tylnym siedzeniu. Dziewczyna, przeszła przez szereg terapii i rozmów ze specjalistami, jednak żaden z nich nie był w stanie uleczyć jej silnie zranionej duszy. Zatem Brooklyn, otoczyła się murem. Zdecydowała, iż nikogo do siebie nie dopuści, bo boi się zranienia. W tym swoim całym bałaganie, może liczyć na wsparcie cudownej przyjaciółki Lex, która zawsze służy dobrą radą, nie naciska na Brooklyn, jest jej powierniczką i opoką w chwilach zwątpienia.  

Dużym atutem niniejszej publikacji, jest bardzo dobrze wykreowany wątek miłosny. Na drodze Brooklyn, pojawia się Finn i do tej pory życie dziewczyny, zaczyna sukcesywnie i stopniowo zbaczać z wcześniej wytyczonego toru. Chłopak wtargnął w życie Brooklyn niczym tornado, wprowadził chaos i nie pozwalał o sobie zapomnieć, mimo usilnych starań dziewczyny. Finn to niesamowicie dobry chłopak, choć ma reputację nieosiągalnego łamacza kobiecych serc, to jednak za sprawą Brooklyn zmienia się diametralnie, potrafi odczytać i zobaczyć w dziewczynie wszystko to co ją trapi i męczy. Jest dla niej czuły, dobry i opiekuńczy. Przy Finn'ie, Brooklyn może naprawdę czuć się bezpiecznie. Finn również, nie miał łatwego dzieciństwa. Jego rodzicie zginęli w wypadku samochodowym, gdy on miał zaledwie osiem lat...

"Bycie blisko ciebie, Brooklyn... to jak oddychanie. Nie mam wyboru, po prostu wiem, że bez tego nie przetrwam długo”.

Bardzo mi się podobało, iż Autorka zdecydowała się na zastosowanie narracji pierwszoosobowej. To Brooklyn, odsłania przed czytelnikiem swoją poharataną duszę, opowiada o swoim wątpliwościach, powątpiewaniach, nadziejach, marzeniach, bólu i radości. To właśnie z Brooklyn czytelnik ma możliwość pełniejszego zżycia się, zrozumienia ogromnej straty jaka ją spotkała. Towarzyszymy jej w podróży, do lepszego jutra, do chwil pełnych radości i spokoju. Kibicujemy dziewczynie, aby w końcu się jej udało, aby była szczęśliwa, aby zaakceptowała rzeczywistość i nauczyła się żyć po stracie. Walka jest trudna, ale wierzymy razem z nią, iż zaświeci w jej życiu słońce, a smutek odejdzie w zapomniane. 
 
"Czasami widzi się nadciągającą zmianę. Można jej nie chcieć, nie być gotowym na zaakceptowanie nowego kursu, jaki obiera życie, ale przynajmniej można się przygotować Dostosować swoje oczekiwania. Ukuć nowy plan".

Pisałam na początku, iż historia jest lekko przewidywalna, bowiem naprawdę tak jest. Jedną rzecz przewidziałam, ale to nic, to i tak było tak ukazane, że mimo braku zaskoczenia i tak się uśmiechnęłam. Niemniej jednak, pojawia się jeszcze jeden wątek, odnoszący się do głuchych telefonów, prezentów, napadów. Tutaj kompletnie się nie domyślałam kto i dlaczego. Także jest to niewątpliwy plus tej publikacji.

Autorka operuje bardzo lekkim, bogatym i dynamicznym językiem. Niejednokrotnie na mojej twarzy zagościł również szczery uśmiech i kilka razy stanęły łzy w oczach. Dynamiczne dialogi, nadają charakteru historii i przyspieszają rozwój kolejnych wydarzeń. Tępo akcji jest miarowe, zaś fabuła rozwija się sukcesywnie i stopniowo. W ogólnym rozrachunku, całość czyta się bardzo szybko i jestem pewna, iż przez jakiś czas ta historia pozostanie ze mną.

Wbrew grawitacji, to piękna historia o walce o lepsze jutro, po utracie bliskiej osoby. To historia młodych dorosłych, którzy uczą się siebie, uczą się miłości, przyjaźni i akceptacji. Wbrew grawitacji wyraziście uświadamia odbiorcy, iż miłością jesteśmy w stanie przezwyciężyć wszystko.


Za możliwość przeczytania i patronowania książki  
serdecznie dziękuję Wydawnictwu Kobiece.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥