wtorek, 10 lipca 2018

Szczęśliwa siódemka czyli siedem pytań do... Jagody Wochlik || WYWIAD PREMIEROWY



Serdecznie zapraszam na
Szczęśliwą siódemkę czyli siedem pytań do... 
JAGODY WOCHLIK
 
Może na początek opowiesz Nam coś o sobie?  
Kim jest Jagoda Wochlik?
Opowiedzieć o sobie w kilku zdaniach, to dopiero wyzwanie. Jagoda Wochlik chyba sama do końca nie wie, kim jest. Dlatego pisze, obracając w głowie to nieznośne pytanie. Kim jestem, dokąd zmierzam, czy jestem tu, gdzie powinnam być? Jestem córką, siostrą, ciotką, przyjaciółką. Jestem bibliotekarką i miłośniczką literatury, blogerką. Współlokatorką dwóch kotów. Miłośniczką filmów i musicali. 

Jak to się stało, że postanowiłaś pisać książki?

Właściwie to nie było postanowienie. Odkąd pamiętam, mówiłam, że pisanie książek to jest to, co chcę w życiu robić. Pamiętam, że już w szkole podstawowej wiedziałam, że chce pisać. I zadziwiałam wszystkich, mówiąc o tym szczerze i otwarcie. Oczywiście nikt mi nie wierzył i wszyscy traktowali mnie trochę z przymrużeniem oka. Jak taką nieszkodliwą wariatkę. Wydawało im się chyba, że to taka moja nieszkodliwa fantazja… Jednak nie poddałam się. I choć kosztowało mnie to masę wysiłku, dziś moja książka jest jedną z tych, które znaleźć można na księgarskich półkach.

Milion smutnych atomów to Twoja druga książka. Powiedz mi, kiedy pojawił się u Ciebie impuls, który rozbudził gotowość do napisania tej książki? Czy może pojawił się on pod wpływem jakichś wydarzeń, czy jednak rodził się rozważnie, stopniowo i bez pośpiechu?

Jak na razie żadna z moich książek nie narodziła się rozważnie. Nigdy nie mam planu. Wiesz, przeczytałam w życiu całkiem sporo książek obyczajowych. W recenzji jednej z nich napisałam nawet, że dość obsesyjnie poszukuję przykładów takich powieści, które byłyby naprawdę dobre. Ale w większości z nich bohaterki wychodziły obronną ręką ze wszystkich trudności, znajdowały na strychu jakieś zapomniane kosztowności albo dziedziczyły spadek. Więc psioczyłam w swoich recenzjach. Moja redaktorka któregoś razu nie wytrzymała i powiedziała: „O co ci chodzi, te książki mają takie być!”. I pewnie miała rację. Tyle, że nie znajdowałam w tych książkach siebie. Ani kilkudziesięciu znanych mi cudownych dziewczyn i kobiet. Dziewczyn i kobiet, którym nie spadał z nieba spadek, ale codziennie borykały się z kredytem i brakiem pieniędzy. Dziewczyn i kobiet, które mówiły o tym, że czują się zmęczone i niezrozumiane, które przyznawały, że może nie tak wyobrażały sobie życie. Tylko nie wiedzą, w którym momencie źle skręciły. Wreszcie Dziewczyn i kobiet, które są w związkach zupełnie nieprzypominających tych z powieści obyczajowych. Napisałam tę książkę dla nich i poniekąd też dla siebie. O niedoskonałym życiu, o popełnianiu błędów, o złych wyborach, o tym, że może nie zawsze jest fajnie i kolorowo, a po słowach „długo i szczęśliwie” jest jeszcze masa wysiłku, który trzeba podjąć, by jakoś to wszystko ułożyć.  



Jak Twoi bliscy zareagowali na wieść o wydaniu 
Milion smutnych atomów?

Trzymałam tę wiadomość w sekrecie przez wiele miesięcy. Z początku, bo wydawało mi się, że to jakaś pomyłka i za chwilę ktoś z wydawnictwa zadzwoni, że zmienili zdanie i się wycofują. Potem, bo chciałam zrobić wszystkim niespodziankę, wręczając im wydrukowaną książkę. I tak jakoś wyszło, że moja Rodzina dowiedziała się dopiero parę dni temu. Cieszyły się, ale chyba, trochę tak jak ja, nie mogą jeszcze uwierzyć.

Jak wygląda Twoje otoczenie podczas tworzenia kolejnych stron książki, co lubisz mieć obok siebie, co Ci przeszkadza?

Nie mam jakichś rytuałów. Zdarzało mi się pisać w różnych miejscach i o zupełnie kosmicznych porach. Po pracy, czekając na autobus, w wynajmowanym mieszkaniu, kiedy perkusista mieszkający piętro wyżej ćwiczył ciągle tę samą melodię lub ustawicznie spychając kota, który akurat miał ochotę położyć się na klawiaturze laptopa. Pisząc „Milczące słowa”, byłam tak zaabsorbowana, że nie mogłam spać, wstałam i pisałam dalej. Do szóstej rano, póki nie wyrzuciłam z siebie wszystkiego, co aktualnie miałam w głowie. Na moje szczęście mieszkałam z osobą bardzo tolerancyjną, której nie przeszkadzało światło sączące się z mojego pokoju przez całą noc. 

Która z Twoich dwóch książek jest Ci bliższa i dlaczego?

Trudne pytanie. To chyba trochę tak, jak zapytać rodzica, które dziecko woli. Lubię obie te historie, choć są kompletnie różne. Łączy je może tylko postać dziewczyny, w „Milionie smutnych atomów” właściwie już nie dziewczyny a kobiety, która szuka swojej drogi, swojego miejsca w świecie. Naprawdę, nie potrafię wybrać. 

Jak wyglądają Twoje plany wydawnicze? Czy masz już może gotową kolejną powieść?

Między „Milczącymi słowami” a „Milionem smutnych atomów” powstało kilka powieści. Choćby kontynuacja „Milczących słów”, które rozrosły się w trylogię. Pozostałe dwie powieści nigdy się jednak nie ukazały. Nie chciałabym zapeszać. Wydanie każdej kolejnej powieści to osobna bitwa. Zobaczymy, mam nadzieje, że między „Milionem smutnych atomów” a kolejną książką, jeśli jakaś się ukaże, nie minie znów sześć lat, ale jestem bardzo ostrożna w robieniu planów. Nauczyłam się już, że plany sobie, życie sobie. Czas pokaże. 


Dziękuję serdecznie Jagodzie, za wzięcie udziału w moim cyklu, zaś Was zachęcam do poznania twórczości autorki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥