sobota, 4 stycznia 2020

478. "Stacja miłość" - Zoë Folbigg || RECENZJA


"Żałuję, że nie siedzę naprzeciwko niego, żeby sprawdzić, czy jego dusza jest równie piękna z tej perspektywy".

Maya Flowers pewnego zwykłego dnia, w drodze do firmy odzieżowej, w której pracuje, dostrzega, że do jej pociągu jadącego w kierunku Londynu wsiada nowy pasażer. Nagle ten dzień przestaje być zwykłym dniem. Maya od razu zdaje sobie sprawę, że nieznajomy jest wyjątkowym mężczyzną, takim którego mogłaby poślubić. Czas płynie, a oni każdego dnia zachowują się w taki sam sposób - on czyta, a ona zatraca się w marzeniach o ich szczęśliwej i wspólnej przyszłości. W końcu zbiera się na odwagę i wręcza Mężczyźnie z Pociągu liścik, w którym zaprasza go na drinka. Czy nieznajomy odpowie na wiadomość kobiety? Czy rzeczywiście jest "tym jedynym"? Czy szczęście i miłość jest im pisana?

Kiedy zobaczyłam "Stację miłość" w zapowiedziach, a później przeczytałam jej opis, pomyślałam sobie, że to może być naprawdę piękna historia, tym bardziej, że jest oparta na prawdziwych wydarzeniach. Czy niniejsza powieść rzeczywiście była taka piękna, jak mi się wydawało na początku? Niestety nie... Przyznam szczerze, że zanim zaczęłam czytać "Stację miłość" miałam względem niej już jakieś oczekiwania. Niestety powieść toczy się w zupełnie inny sposób, aniżeli zakładałam. 

Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że historia nie została przedstawiona w pierwszoosobowej narracji (liczyłam, że tak będzie). Wówczas pomyślałam sobie, że skoro powieść oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, to dlaczego autorka nie pozwoliła mi zżyć się z główną bohaterką? Dlaczego nie skróciła dystansu i nie dała szansy, abym mogła wraz z Mayą przeżywać chwile radości i smutku z jej życia? W takich historiach (w mojej ocenie) pierwszoosobowa narracja sprawdza się znacznie lepiej. No ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. 

Kolejny element, który mi się nie podobał, to fakt, że w powieści jest zbyt dużo wydarzeń, które dzieją się w firmie odzieżowej, gdzie pracuje Maya. Myślałam (byłam wręcz pewna), że autorka osadzi większość wydarzeń w pociągu, że to właśnie tam, będziemy mogli towarzyszyć May i wspólnie z nią zastanawiać się czy Mężczyzna z Pociągu w końcu ją dostrzeże. Tak niestety nie było. W związku z tym większość fabuły mnie nudziła, nie wywołała żadnych emocji, a tym bardziej dreszczyku ekscytacji. 

W powieści pojawia się dość sporo bohaterów, ale w mojej ocenie nie wnoszą oni niczego ciekawego dla rozwoju kolejnych wydarzeń... Niestety. Jestem trochę rozczarowana, bo naprawdę liczyłam na fajną, zabawną, lekką i ciekawą historię, która pozwoli mi z zapartym tchem śledzić losy głównej bohaterki i wraz z nią zastanawiać się, czy szczęście rzeczywiście można odnaleźć tam, gdzie najmniej się spodziewamy. Taki był zamysł tej historii i chociaż jest to zauważalne, to jednak do mnie to nie przemówiło, a tym bardziej nie poruszyło mnie w żadnym stopniu. 

"Stacja miłość" to przede wszystkim opowieść bazująca na odnalezieniu szczęścia tam, gdzie najmniej się go spodziewamy. Zoë Folbigg opowiada o straconych okazjach oraz przypomina, że podjęcie ryzyka i zrobienie pierwszego kroku jest w stanie zmienić wszystko. Niestety w mojej ocenie to przeciętna lektura. Oczekiwałam od niej czegoś zupełnie innego. Osobiście nie polecam, ale wybór i tak pozostawiam Wam.



GARŚĆ INFORMACJI O KSIĄŻCE 
TYTUŁ: "Stacja miłość"
AUTOR: Zoë Folbigg
WYDAWNICTWO: W.A.B. 
ILOŚĆ STRON: 400
OPRAWA: Miękka
MOJA OCENA: 3/10
PREMIERA: 29/01/2020




Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu W.A.B.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥