poniedziałek, 3 sierpnia 2020

AUTOR POD LUPĄ - Klaudia Duszyńska || WYWIAD



Serdecznie zapraszam na wywiad z Panią Klaudią Duszyńską, autorką książki „Dom z widokiem na szczęście”.

Dzień dobry. Cieszę się, że mogę z Panią porozmawiać na temat Pani debiutanckiej książki „Dom z widokiem na szczęście”. Może na początku opowie Nam Pani coś o sobie. Kim jest Klaudia Duszyńska?
Optymistką, która zawsze i we wszystkim stara się znaleźć dobre strony. Nawet, jeśli czasem jest trudno, zawsze staram się iść naprzód. W swoim życiu mieszkałam już w Toruniu, Warszawie i Poznaniu, aż w końcu zrozumiałam, że najlepiej czuję się w lesie i teraz możliwie blisko tego lasu toczy się moje życie. To było ryzykowne, ale dało mi równowagę. I dzięki temu powstał „Dom z widokiem na szczęście”.
Jakie to uczucie wydać swoją pierwszą książkę?
Niesamowite J To nieznane mi dotąd połączenie szczęścia, lęku, wątpliwości i ogromnego podekscytowania. Gdy po raz pierwszy wzięłam do ręki egzemplarz mojej książki, przeszedł mnie dreszcz. Pomyślałam wtedy: a więc to się dzieje naprawdę.
Co Panią najbardziej zaskoczyło w całym procesie wydawniczym?
Bez wątpienia był to moment, w którym po raz pierwszy zobaczyłam projekt okładki. Czekałam na to z niecierpliwością, próbowałam coś sobie wyobrażać. Aż w końcu ujrzałam okładkę i byłam pewna, że to strzał w dziesiątkę, oddaje ducha książki. Od tamtej chwili moja powieść zaczęła się materializować i to było na swój sposób magiczne.
Jak to się stało, że postanowiła Pani pisać książki? Czy zawsze marzyła Pani o pisaniu?
W liceum zaczęłam pisać zabawne opowiadania, sfabularyzowane przygody znajomych. Później, na studiach polonistycznych, pisanie było niejako wpisane w codzienność. I tak już na szczęście zostało. Z różnych zapisków, krótkich próz w końcu naturalnie przeniosłam się do pisania powieści.
Co było dla Pani główną inspiracją do napisania powieści „Dom z widokiem na szczęście”?
Jak to zwykle bywa – życie J To było kilka lat temu, spędzałam lato u znajomych, u których byli też inni znajomi. Dużo rozmawialiśmy, aż rozmowy przeszły na temat poszukiwania swoich korzeni, przeszłości. Losy ludzi czasem są tak zagmatwane, że na niektóre pytania nie ma prostych odpowiedzi. I w mniej więcej takiej sytuacji postawiłam później Olgę, bohaterkę „Domu z widokiem na szczęście”. 
Czy w „Domu z widokiem na szczęście” pojawiają się elementy z prawdziwego życia?
Prawdziwe są miejsca – Pojezierze Brodnickie i wieś Górale, w której znajduje się dom Olgi, wszystkie jeziora, plaże można odnaleźć w rzeczywistości. Prawdziwy jest także koń Hermes, który pojawia się na kartach powieści J Reszta powstała w mojej głowie.
Co podczas pisania „Domu z widokiem na szczęście” sprawiało Pani największą trudność?
Najtrudniejsze bez wątpienia było wysiedzenie kilku godzin dziennie przed komputerem. Uwielbiam się ruszać, a to, że książkę pisałam wiosną i latem dodatkowo utrudniało zadanie. Systematyczność też zdecydowanie nie jest moją mocną stroną, musiałam mocno się pilnować, żeby codziennie napisać choć trochę.
Ile czasu zajęło Pani napisanie niniejszej publikacji?
Pisanie przypadło na najpiękniejsze miesiące wiosny i lata. Pamiętam, że zaczęłam dokładnie 23 kwietnia, skończyłam wraz z pierwszymi opadającymi liśćmi.
Jak Pani bliscy zareagowali na informację o wydaniu książki?
Myślę, że w głębi duszy czuli bardziej niż ja, że to się kiedyś wydarzy. Miałam dużo wsparcia, za które jestem wdzięczna. Bez moich bliskich to na pewno było dla mnie trudniejsze.
Czy pisząc „Dom z widokiem na szczęście” wiedziała Pani od razu, co się wydarzy, czy pisała Pani spontanicznie?
Miałam w głowie jakiś ogólny zarys tego, co chciałabym pokazać. Wątek rodzinnej tajemnicy dość skrupulatnie rozpisałam i starałam się tych notatek trzymać. Natomiast jeśli chodzi o miłosne życie Olgi, pozwoliłam, żeby to ona mnie prowadziła. Długo nie byłam pewna, jak sytuacja, w której się znalazła, się rozwinie.
Jak wyglądało Pani otoczenie podczas tworzenia kolejnych stron książki? Co lubiła Pani mieć obok siebie, co Pani przeszkadzało?
Tym, co przeszkadzało mi najbardziej, był Internet. Starałam się być offline w czasie pisania, żeby nie rozpraszać się kolejną pilną wiadomością, nową sensacją czy po prostu przeglądaniem mediów społecznościowych. Gdy już nic mi nie przeszkadzało i mogłam pisać, musiałam mieć pod ręką szklankę wody. Reszta właściwie nie miała znaczenia, pisałam w różnych miejscach i różnych sytuacjach.
Jak udało się Pani pogodzić pisanie książki z codziennymi obowiązkami?
Gdy zaczęłam pisać, byłam akurat na etapie zmiany pracy, co było o tyle dobre, że przez jakiś czas mogłam skupić się tylko na powieści. A później pozostały długie letnie wieczory i weekendy.
Czy podczas pisania „Domu z widokiem na szczęście” pojawiły się momenty zwątpienia, chwile kiedy absolutnie brakowało Pani weny? Jeśli tak, to jak sobie Pani wtedy poradziła?
Oczywiście, że tak. Były chwile, gdy czułam, że doszłam do ściany, dalej nic nie napiszę. Ale mimo to pisałam – cokolwiek, byle tylko „kartka” zapełniała się słowami. I jakoś tę ścianę pokonałam. Później do tekstu zawsze można wrócić, poprawić, skreślić, dla mnie ważne wtedy było, żeby cały czas pisać, nie poddawać się.
Jak wyglądają Pani plany wydawnicze? Czy ma już może Pani gotową kolejną powieść?
Gotowej jeszcze nie, ale coś się dzieje J Tym razem pisało mi się inaczej, bo od początku znałam zakończenie. Mogę obiecać, że kolejna książka także będzie pełna emocji.
Jakby Pani zachęciła czytelników Nie oceniam po okładkach do sięgnięcia po „Dom z widokiem na szczęście”?
W „Domu z widokiem na szczęście” został zaklęty kawałek pięknego polskiego lata – warto sięgnąć po tę książkę choćby po to, by to lato u siebie zatrzymać ;)

Dziękuję za rozmowę! ❤


Serdecznie zachęcam do polubienia 
i śledzenia profilu autorki na Facebooku. 

https://www.facebook.com/A.Sinicka/?epa=SEARCH_BOX

PRZECZYTAJ RECENZJĘ.
Zamów już dziś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥