Serdecznie zapraszam na wywiad z Joanną Wtulich w ramach cyklu "Przepis na książkę".
P
– jak PROCES TWÓRCZY
Czy pisząc „Ogień i lód” wiedziała Pani od razu, co się
wydarzy w kolejnych rozdziałach, czy tworzyła Pani wydarzenia na bieżąco?
Zazwyczaj mam plan z dokładnie wypunktowanymi wydarzeniami i podziałem na poszczególne rozdziały. Wyjątkowo mocno musiałam zmieniać ten plan, bo trudno jest przewidzieć, co się wydarzy, gdy opowieść zaczyna się rozrastać i w końcu okazuje się, że materiału jest dość na trzy tomy.
R
– jak ROZMOWA
Czy
tworząc „Ogień i lód” konsultowała Pani z kimś elementy fabuły? Czy ktoś
pomagał Pani w udoskonaleniu powieści?
Nie sądziłam, że kiedyś ta historia znajdzie wydawcę. Napisałam pierwszą część i postanowiłam dać ją do przeczytania przyjaciółce. Domagała się ciągu dalszego, który już wtedy się pisał. Była tak zafascynowana, że nie dawała mi spokoju. Dość szybko posłałam książkę do wydawcy i szczerze powiedziawszy szybko dostałam odpowiedź od wydawnictwa Lira, dlatego nikt więcej nie zdążył jej przeczytać. Poza tym bardzo dużo dały mi dwie wycieczki do Lwowa, gdzie miałam okazję porozmawiać z przewodnikami po tym pięknym mieście, ale sporo wiedzy zaczerpnęłam z różnych opracowań, co było niezbędne, ponieważ akcja powieści osadzona jest na początku XX wieku.
Z
– jak ZAKOŃCZENIE
Czy
już na samym początku wiedziała Pani, jak zakończy się „Ogień i lód”?
Z reguły wiem, dokąd chcę doprowadzić bohaterów. Tym razem też wiedziałam, choć kilka pomysłów wpadło mi do głowy w trakcie pisania. Spisując koleje losu bohaterów, kilka razy sama byłam zaskoczona, jak bardzo zaczęli żyć swoim życiem. Zwłaszcza Anna potrafiła zaskoczyć. Nigdy nie wiadomo, co jeszcze wpadnie jej do głowy ;-)
E
– jak EMOCJE
Jakie
emocje i uczucia towarzyszyły Pani w trakcie pisania powieści
„Ogień i lód”?
Pisałam tę historię z mnóstwem dobrej energii, z uśmiechem i poczuciem niesamowitej frajdy. Naprawdę dobrze się bawiłam, zwłaszcza przy dialogach Anny i Michała. Przy okazji zafascynowała mnie mało znana historia Galicji, a w szczególności Lwowa. Często zbaczałam z utartej ścieżki w czasie poszukiwań związanych z realiami epoki, tak bardzo mnie wciągnął jakiś artykuł czy opracowanie. Trochę też się złościłam, że kobiety w tamtych czasach wciąż jeszcze były traktowane jak przysłowiowy bibelot i dekoracja męża. Myślę, że udało mi się przelać w Annę odrobinę tej złości.
P
– jak PRAWDA
Czy
w „Ogień i lód”
pojawiają się elementy z prawdziwego życia?
Zdecydowanie wiele osób i wydarzeń ma swoje uzasadnienie w historii tamtego okresu. Starałam się oddać realia i nastroje społeczne panujące w Galicji. Oczywiście „Ogień i lód” to nie powieść historyczna i nie wdawałam się w niej w szczegóły, ale historia jest ważnym elementem całej fabuły. Wspominam na kartach powieści m.in. Marię Dulębiankę, feministkę i społeczniczkę, którą bardzo podziwia moja bohaterka, Anna Lipińska, ale też kilka innych postaci, np. Dzieduszyccy, którzy są realnie żyjącymi w tamtym czasie osobami.
I
– jak IMPULS
Kiedy
pojawił się u Pani impuls, który rozbudził gotowość do napisania książki „Ogień i lód”?
Jak wspomniałam, odwiedziłam Lwów, a konkretnie Operę Lwowską. Przepiękne, kipiące przepychem wnętrza dosłownie mnie oczarowały. Kiedy znalazłam się w loży wybitej bordowym aksamitem, wiedziałam, że to jest miejsce, w którym powinni się spotkać Anna i Michał. I wiedziałam też, że ona nie powinna być zachwycona tym spotkaniem. Taka loża to bardzo intymnie zaaranżowana przestrzeń. Daje pole do popisu mężczyźnie, jeśli tylko ma on dość sprawną wyobraźnię :-) Nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do domu i zacznę pisać, dlatego zaczęłam pierwsze notatki jeszcze w autobusie w drodze powrotnej.
S
– jak SAMODYSCYPLINA
Czy
„Ogień i lód”
pisała Pani codziennie w określonych porach dnia? A może tworzyła Pani
niniejszą historię spontanicznie, wtedy, kiedy akurat miała Pani na to czas?
Po moim powrocie ze Lwowa akurat zaczynały się wakacje, więc miałam dość dużo czasu, żeby pisać. Jestem zwolennikiem codziennego pisania, bo nie lubię wypadać z historii, dlatego zabrałam się ostro za robotę. Szkic powstał dosłownie w kilka dni. Sporo czasu zabrało mi poszukiwanie materiałów, tym bardziej, że chętnie i z wielką przyjemnością zbaczałam w różne ciekawe meandry. W czasie takiego zboczenia powstał pomysł na Adama Małaszewicza. Miał on swój pierwowzór wśród obcokrajowców przybywających na tereny Galicji w poszukiwaniu szczęścia i pieniędzy. Nie mogę zdradzić jednak nazwiska pierwowzoru, bo za dużo bym ujawniła. Natomiast powiem tyle, że w tamtym czasie stał się sensacją, o której rozpisywały się gazety.
Serdecznie zachęcam do polubienia
i śledzenia profilu autorki na Facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥