wtorek, 23 czerwca 2020

PRZEPIS NA KSIĄŻKĘ || "W tę samą stronę" - Marta Radomska

Serdecznie zapraszam na wywiad z Martą Radomską, autorką książki "W tę samą stronę", którą mam przyjemność patronować, w ramach cyklu "Przepis na książkę".

P – jak PROCES TWÓRCZY
Czy pisząc „W tę samą stronę” wiedziałaś od razu, co się wydarzy w kolejnych rozdziałach, czy tworzyłaś wydarzenia na bieżąco?
Z reguły bardzo lubię wiedzieć wszystko o losach moich bohaterów, jeszcze zanim sami się zorientują, w co ich zamierzam wpakować. Tym razem to oni jako pierwsi wyłonili się twórczego chaosu J Od początku wiedziałam również, w jakim miejscu będzie się toczyła akcja. Fabuła natomiast została poddana sporej ilości przeróbek, a wszystko przez to, że moja redaktor prowadząca bardzo optowała za darowaniem życia Izabeli, którą ja sama uśmierciłam już na pierwszej stronie. A ponieważ dyskusję na ten temat podjęłyśmy, gdy połowa tekstu była już gotowa…
R – jak ROZMOWA
Czy pisząc „W tę samą stronę” konsultowałaś z kimś elementy fabuły? Czy ktoś pomagał Ci w udoskonaleniu powieści?
Praca nad tym tekstem nie należała do najłatwiejszych, głównie dlatego, że jest to moja pierwsza powieść obyczajowa. Przygotowując się do jej pisania, czytałam dużo książek polskich autorek. Wiele godzin poświęciłam też na konsultowanie konspektu z moją redaktor prowadzącą. Zależało nam na tym, by przeskok z komedii kryminalnych do świata obyczaju był eksperymentem w pełni kontrolowanym. Z tego względu praca nad fabułą trwała dłużej, niż zazwyczaj, ale osiągnęłyśmy efekt, jaki założyłyśmy sobie na początku. Teraz mocno trzymamy kciuki, by przypadł do gustu czytelnikom.
Z – jak ZAKOŃCZENIE
Czy już na samym początku wiedziałaś, jak 
zakończysz „W tę samą stronę”?
Początkowo byłam przekonana, że tak. Nic bardziej mylnego! Pisanie „W tę samą stronę” bardzo przypominało dzierganie na drutach sweterka – co chwilę prułam fabułę, by rozpocząć od nowa. W rezultacie zrealizowałam tylko część pierwotnego pomysłu. Ale może to dobrze – z pewnością dla Izabeli, która początkowo miała przegrać zmagania z chorobą.
E – jak EMOCJE
Jakie emocje i uczucia towarzyszyły Ci w trakcie 
pisania „W tę samą stronę”?
Choć przyjaźnię się ze wszystkimi moimi bohaterkami, Nina z książki „W tę samą stronę” jest mi szczególnie bliska. Obie zostałyśmy postawione przed koniecznością podjęcia dość trudnych decyzji. Wtedy Nina, która w bardzo analityczny sposób podchodzi do problemów, stała się dla mnie w wzorem. Sama jestem raczej osobą impulsywną, zdarza się, że najpierw robię, potem myślę, a w końcu wcinam czekoladę, denerwując się, co z tego wyniknie. Tym razem było mi łatwiej, bo choć pisząc, boksowałam się z własnymi dylematami, starałam się spojrzeć na nie oczami Niny. Ostatecznie obie podjęłyśmy swoje trudne decyzje. Czy dobrze? Czas pokaże…

P – jak PRAWDA
Czy w „W tę samą stronę” pojawiają się 
elementy z prawdziwego życia?
W każdej z moich książek pojawiają się elementy z prawdziwego życia. Uważam, że pisarz powinien być dobrym obserwatorem tego, co dzieje się wokół, by tworzyć historie i bohaterów, z którymi czytelnik będzie mógł się utożsamiać. Ja tym razem sięgnęłam do mojej licealnej przeszłości – czasu, gdy miałam dużo wspólnego z nastoletnią Wiktorią z powieści.
I – jak IMPULS
Kiedy pojawił się u Ciebie impuls, który rozbudził 
gotowość do napisania „W tę samą stronę”?
Impulsu nie było, był za pomysł mojej ówczesnej redaktorki, która pewnego dnia napisała do mnie maila, namawiając na romans z powieścią obyczajową. Pomysł był bardzo ciekawy, ponieważ już od jakiegoś czasu korciło mnie, by wpleść w książki trochę inną tematykę, czego dowodem jest tekst „Przypadki chodzą parami”. Tam zamiast zagadki kryminalnej na pierwszy plan wysuwa się kwestia kobiecej przyjaźni i tego, jak trudno czasem zaufać komuś, kto na pierwszy rzut oka budzi w nas niechęć. Chciałam również przekazać kobietom, jak ważne jest to, by w codziennej gonitwie znaleźć czas tylko dla siebie. Myślę, że to był taki moment, by zatrzymać się i pochylić nad tym, co niesie nam każdego dnia życie. A stąd już tylko krok do książki obyczajowej.
S – jak SAMODYSCYPLINA
Czy „W tę samą stronę”” pisałaś codziennie w określonych 
porach dnia? A może tworzyłaś ją spontanicznie, wtedy, 
kiedy akurat miałaś na to czas?
Ze względu na konieczność pogodzenia pisania z drugą pracą, piszę zazwyczaj popołudniami. To dobra pora, ponieważ wiem, że ta część dnia należy do mnie i mojego pisania. Mogę odpocząć od gwaru, jaki towarzyszy mi od rana, zaś wieczory poświęcam bliskim. Ale popołudnia wypełniają mi moi bohaterowie, kocie mruczenie i dobra kawa.



POLUB PROFIL Marty Radomskiej NA FACEBOOKU.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥