sobota, 11 maja 2019

Autor pod lupą - Aniela Wilk || WYWIAD


Wczoraj swoją premierę świętowała debiutancka książka Anieli Wilk pt. "1000 pierwszych szeptów", którą mój blog objął patronatem medialnym. Serdecznie zapraszam Was na wywiad z autorką! Serdecznie dziękuję Anieli za udział w moim cyklu!
Może na początku opowiesz Nam coś o sobie. Kim jest Aniela Wilk?
Aniela Wilk to mój pseudonim. Chciałam stworzyć siebie na nowo – jako autorkę, w oderwaniu od rzeczywistości, tak aby kreować siebie od zera. Najważniejsza ma być opowieść, a nie to kim jest autorka, co lubi jeść, gdzie bywa, a gdzie jej jeszcze nie było.
Jak to się stało, że postanowiłaś pisać książki? Czy zawsze marzyłaś o pisaniu, czy sprawił to jakiś zbieg życiowych okoliczności?
Chciałam pisać od zawsze. Pierwszą „powieść” napisałam w 5 klasie szkoły podstawowej, oczywiście była koszmarna, ale pamiętam, że wtedy pisanie sprawiało mi po prostu niesamowitą frajdę. Miałam rzecz jasna grono czytelniczej, tj koleżanek z klasy. Pisanie zawsze miałam gdzieś z tyłu głowy. Cały czas coś skrobałam, zdając sobie sprawę, że muszę wyrobić sobie warsztat. Mistyczne zagadnienie „warsztatu” przekazała mi polonistka w szkole podstawowej, od tego czasu pisałam codziennie, byle co, byleby pisać. Sądzę, że dziś zapisane znaki mogłabym liczyć w milionach. Poszłam na studia związane z literaturą, wtedy jednak skupiałam się na poezji i nie bez sukcesów, bo moje wiersze ukazywały się w prasie, w sieci też były rozpoznawalne. Dopiero długo po skończeniu szkoły postanowiłam sobie pisać coś na serio. Po prostu pewnego dnia do mnie dotarło „hej, masz 30 lat, weź coś w końcu fajnego napisz!”. Nie bez znaczenia była moja praca w księgarni – codziennie byłam otoczona setkami tytułów.
Co było dla Ciebie główną inspiracją do napisania powieści „1000 pierwszych szeptów”?
Nie było żadnego olśnienia, kopnięcia weny w cztery litery, nie było fajerwerków, ani boskiej inspiracji. Po prostu pewnego dnia otworzyłam dokument w Wordzie i tak poszło. W ciągu kolejnego tygodnia stworzyłam konspekt powieści i pisałam.
Skąd pomysł na tytuł? Czy ma on duże znaczenie dla fabuły?
Tytuły to moja absolutna pięta achillesowa. Dlatego „1000…” ma taki kształt, bo nie byłam w stanie niczego innego wymyślić. Dopiero wydawca powiedział mi w pewnym momencie „hej, jest w porządku, zostawmy go w takim kształcie”. I został.
Czy w „1000 pierwszych szeptów” pojawiły się elementy z prawdziwego życia?
To powieść współczesna, ale nie ma w niej moich osobistych przeżyć, ani moich znajomych, bliskich. Więc nie doszukuje się w niej elementów mojego, prawdziwego życia.
Czy postać któregoś z bohaterów była inspirowana prawdziwą osobą?
Nie.
Co podczas pisania Twojego debiutu sprawiało Ci największą trudność?
Czekanie. Samo pisanie to był proces dla mnie niesamowicie miły i spełniający moje aspiracje. Wszystkie trudności nastały tak na serio po postawieniu ostatniej kropki, po wysłaniu maszynopisu do wydawców. Czułam się zawieszona z wielkim znakiem zapytania nad głową. Do tego stopnia, że skupić się na dalszym pisaniu mogłam w momencie, w którym dostałam umowę wydawniczą do ręki. Jestem strasznie nieodporna.
Co Cię najbardziej zaskoczyło w całym procesie wydawniczym?
To, że w ogóle do wydania doszło! J Skończyłam filologię polską, pracowałam w księgarni, jeździłam na targi, spotykałam wydawców, blogerów. Znałam w pewnym sensie ten świat. Wiedziałam, że z debiutami jest bardzo ciężko, że 1 na 100 dostaje szanse. Dlatego największym zaskoczeniem dla mnie było to, że moja powieść, pierwsza, miała jakikolwiek odzew wśród wydawców.
Jak Twoi bliscy zareagowali na wieść o wydaniu „1000 pierwszych szeptów”?
Byli w szoku. Tylko mój mąż i kilka osób wiedziało, że cokolwiek piszę. Reszta dowiedziała się w momencie, w którym mogłam powiedzieć, że podpisałam umowę i faktycznie książka wejdzie na rynek. Miny – bezcenne.


Jak Ci się udaje pogodzić pisanie książek z codziennymi obowiązkami?
Bywa ciężko, bywa, że doba ma zdecydowanie za mało godzin. Ale jeśli nawet nie mam możliwości złapania za komputer, to cały czas myślę chociażby o tym jak rozpisać kolejną scenę, czy czegoś nie zmienić. Właściwie nie mam dnia wolnego od procesu twórczego, bo tak się chyba nie da.
Czy pisząc książkę, wiesz od razu, co się wydarzy, czy piszesz raczej spontanicznie?
Mam plan. Zawsze. Lubię widzieć konspekt przed oczami i wiedzieć, w którą stronę idę. Oczywiście plan, a praca czasem się rozmijają. Nie szkodzi. Plany można zmienić. Czasami w trakcie pisania wpadam na zdecydowanie lepszy pomysł niż był w konspekcie, albo odwrót, pierwotny konspekt broni się w toku pisania.
Co Cię motywuje do pisania?
To dla mnie rodzaj samospełnienia, realizacji.
Jakich autorów czytasz na co dzień?
Różnych. Pracuję, prowadząc księgarnię kameralną, więc czytam co mi w ręce wpadnie, chętnie sięgam po nowości. Przede wszystkim mam właściwie nieograniczony dostęp do nowości wydawniczych. Moje studia zapewniły mi to, że poznałam klasykę z każdej strony.
Jak uważasz, co się składa na dobrą literacką historię?
To proste – jeśli nie możemy się oderwać od powieści, to jest to dobra historia. Uważam, że literatura to nie tylko wielkie działa, które zmieniają nasze postrzeganie rzeczywistości. Literatura to też rozrywka – jeśli książka jest w stanie podarować czytelnikowi kilka godzin fajnej zabawy, to jest dobrze napisana.
Czy są w Twoim życiu momenty zwątpienia, chwile, kiedy absolutnie brakuje Ci weny?
Uważam, że coś takiego jak wena nie istnieje. Nie czekam na boską inspirację. Czasem człowiek jest zwyczajnie zmęczony, literki nie składają się jak powinny, a zdania wychodzę jakieś koślawe J
Jeśli tak, to jak sobie wtedy  radzisz?
Spacer, film, wyjazd z rodzinką, albo po prostu nic-nie-robienie. Nie katuje się blokiem twórczym, bo każdy w końcu ma swój kres.
Jak wyglądają Twoje plany wydawnicze? Czy masz już może gotową kolejną powieść?
Tak. „1000” będzie miało swoją kontynuację. I za to jestem niesamowicie wdzięczna wydawcy: zaryzykował pierwszy raz bo debiutuje, a drugi – bo „1000” musi mieć kolejną część. A potem? Nie czuje się uwiązana do literatury obyczajowej, ani do romansu. Od kilku miesięcy zbieram materiały do kryminału – mam cudownego konsultanta. Zawsze chciałam stworzyć fabułę osadzoną w realiach XIX wieku… Nie zamykam się więc zdecydowanie w żadnym gatunku.
Jakbyś zachęciła czytelników do sięgnięcia po „1000 pierwszych szeptów”?
Nie powiem, że to romans inny niż wszystkie ;) To byłoby strasznie płytkie z mojej strony i strasznie próżne. Mam nadzieję, że czytelnicy pozwolą się wciągnąć w wykreowany przeze mnie świat i być może wczują się w losy bohaterów. Mam nadzieję, że udało mi się poruszyć ważny problem pokolenia, jakim jest mit wchodzenia w dorosłość i odnoszenia sukcesów natychmiast. To opowieść o tym, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z naszymi planami i aspiracjami, że rzeczywistość bywa brutalna, że nawet najszlachetniejsze uczucia mogą się nie ziścić, że bierność nie popłaca, a nasze plany mogą zawsze wziąć w łeb. W końcu to opowieść o tym, że nawet jeśli absolutnie cały świat podpowiada, że się nie uda – może warto zaryzykować? Ktoś mi powiedział, że „1000” to taka historia Romea i Julii, tylko w drugą stronę, tj. bohaterowie są razem i dopiero wtedy odkrywają jak bardzo, ale to bardzo nie powinni.

Macie w planach tę książkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥