Dzień dobry!
Zapraszam na wywiad z K. C. Hiddenstorm.
Na początek kilka słów o Autorce...
Urodzona 1 marca 1987 w Białymstoku. Absolwentka
filologii angielskiej, nauczycielka. Autorka szeroko pojętej fantastyki.
Zadebiutowała w 2016 roku powieścią "Władczyni Mroku". Jej styl
cechują cięty język i czarny humor. Wolną chwilę lubi spędzić z dobrą książką
bądź filmem. [ŹRÓDŁO]
Wykaz publikacji:
Kiedy pojawił się u Ciebie impuls, który rozbudził
gotowość do napisania pierwszej książki? Czy może pojawił się on pod wpływem
jakiś wydarzeń, czy jednak rodził się rozważnie, stopniowo i bez pośpiechu?
Już w szkole
bardzo lubiłam pisać, głównie opowiadania, ale tylko na dowolne tematy. Nienawidziłam
tworzyć historii pod czyjeś dyktando i zawsze się buntowałam, gdy nauczyciel
podawał konkretny temat. Plan, by napisać książkę, zrodził się jeszcze na
studiach, lecz choć obracałam w głowie parę pomysłów, to jednak były to
niespójne sceny lub wyrwane z kontekstu zdarzenia. Brakowało w nich koherencji
i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że obserwuję parę przenikających się
opowieści, nie potrafiąc ich odseparować. Wreszcie… och, poczekaj. Czytałaś „Po
złej stronie lustra”, więc wróć teraz pamięcią do prologu. Dokładnie tak
wyglądał u mnie moment, w którym cała historia Lisy objawiła mi się niczym
anioł z najgłębszych czeluści piekła. Nie sądzę, że potrafię to lepiej ubrać w
słowa. A wszystkich, którzy jeszcze nie znają mojej drugiej powieści,
serdecznie zapraszam do sięgnięcia po nią. Wtedy dowiecie się, jakie demony
zamieszkują moją głowę.
Gdzie
poszukujesz pomysłów i inspiracji do swoich książek?
Inspiracji szukam wszędzie, a raczej… to one same do mnie
przychodzą. Najlepsze i najbardziej satysfakcjonujące są te niespodziewane.
Wszystko, absolutnie wszystko może być impulsem, zapalnikiem, który zaowocuje
jakąś sceną lub nawet kompletną fabułą powieści. Często dzieje się tak, gdy
słucham muzyki. Niejednokrotnie słuchając danego kawałka, widzę w głowie coś
jakby kinowy zwiastun historii, którą – przy odrobinie szczęścia – uda mi się
spisać. Mogłabym Cię zasypać tytułami i zacząć wymieniać, konkretne sceny,
które napisałam pod wpływem danego utworu, ale myślę, że nie o to tu chodzi.
Zresztą nie sama tylko muzyka jest dla mnie kopalnią pomysłów. Są jeszcze
filmy, książki oraz… życie. Wszystkie te elementy nierozerwalnie się ze sobą
wiążą, a ja czerpię garściami, skąd tylko się da, przetwarzając wszystko przez
umysłowe filtry i zapisując kolejne strony Worda słowami.
Czy myślałam o tym aby wydawać książki
pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem, a nie pod pseudonimem? Skąd w ogóle
pomysł na taki pseudonim? Bardzo mnie to ciekawi.
Nie, od początku wiedziałam, że chcę
pisać pod pseudonimem. Nigdy nie zależało mi na lansowaniu siebie, na
rozpoznawalności. Wolałam, by to moje książki i zawarte w nich historie
zawładnęły czytelnikiem. By nie wiedział on, czy autorem jest kobieta, czy może
mężczyzna, czy jest to ktoś z rodzimego kraju, czy też obcokrajowiec – nic,
zupełnie nic, żadnego kategoryzowania, tylko stojąca za powieścią anonimowa
osoba. Z takich bądź innych powodów wielu artystów tworzy pod pseudonimem. Niektórzy
posuwają się w strzeżeniu swojej tożsamości tak daleko, że nigdy nie pokazują
się publicznie, a jeśli już muszą, to chowają twarz. Jest w tym coś mitycznego,
coś intrygującego - ta otoczka tajemnicy
i alternatywna osoba, jaką powołujemy do życia, nadając sobie drugie imię. Mnie
w każdym razie to urzeka. Mam tylko nadzieję, że nie zemści się to na mnie tak,
jak na Thadzie Beaumontcie, bohaterze powieści „Mroczna połowa” (śmiech).
Czy
trudno było Ci wydać pierwszą książkę?
Tak, dość trudno.
Jednak nie ma się czemu dziwić. Rynek wydawniczy ma ograniczoną chłonność,
zresztą jak każdy inny. Nie zapominajmy, że to przede wszystkim biznes. I jak w
każdym innym biznesie chodzi tu o pieniądze. Ciężko jest się przebić, zwłaszcza
debiutantom. A jeśli już ktoś, tak jak ja, decyduje się na szeroko pojętą
fantastykę, ma kompletnie przechlapane (śmiech). Ponadto czasem odnoszę
wrażenie, że w dzisiejszych czasach więcej osób pisze niż czyta. Polityka
wydawnictw też nie jest dla mnie do końca zrozumiała. Z jednej strony tyle mówi
się o promowaniu rodzimych autorów, a z drugiej wygląda to tak, że sporo
wydawnictw zajmuje się głównie tłumaczeniem zagranicznych tytułów. Nie zawsze
tych najlepszych. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że uważam się za
skończonego geniusza, a wszystko co wyjdzie spod mojej ręki jest dziełem na
miarę literackich mistrzów. Po prostu myślę, że w dobie takiego ujednolicenia,
gdzie przodują dwa, trzy gatunki, warto czasem zaryzykować i wydać coś
oryginalnego, coś, co nie powiela schematów i nie jest kalką innego autora. A
napływające coraz szerszą falą komentarze czytelników nie pozostawiają
wątpliwości, że chcą oni czytać to, co im oferuję, że na takie coś czekali.
Jak
reagujesz na negatywne i pozytywne opinie o Twoich książkach?
Pozytywne
opinie, jak nietrudno zgadnąć, sprawiają mi niesamowitą frajdę i dają poczucie,
że to, co robię, ma sens, i że warto to dalej robić. Z każdej pochlebnej
recenzji czy komentarza od czytelnika cieszę się jak dziecko i nic nie może
zetrzeć z mojej twarzy uśmiechu. Jeśli zaś idzie o negatywne opinie, to powiem
tak: konstruktywną krytykę zawsze chętnie przyjmę, gdyż dzięki niej mogę się
dowiedzieć, co robię źle, i co powinnam poprawić. Bardzo liczę się z takimi
uwagami i biorę na nie poprawkę podczas dalszej pracy, by pisać coraz lepiej.
Jeśli mam jednak do czynienia z komentarzem
w stylu „beznadziejne, bo tak”, to sama rozumiesz, że trochę ciężko jest
się odnieść do czegoś takiego. Ale to działa też w drugą stronę –
nieuargumentowany zachwyt nad powieścią również jest w pewnym sensie pusty.
Zresztą spójrzmy prawdzie w oczy: ilu ludzi, tyle gustów. Nie ma takiej
książki, filmu, czy piosenki, która podobałaby się wszystkim. I to właśnie jest
piękne – to, że każdy ma inne upodobania, że każdego pociąga co innego. Inaczej
świat byłby potwornie nudny.
Czy
przywiązujesz się emocjonalnie do bohaterów swoich książek?
O tak, aż za bardzo (śmiech).
Zwłaszcza główni bohaterowie „Władczyni Mroku” są szczególnie bliscy memu
sercu. Na tyle bliscy, że gdy skończyłam pisać tę powieść, było mi tak
niesamowicie smutno… czułam się niemal jak osoba, która jest na najlepszej
drodze do popadnięcia w depresję. Ale jeśliby się nad tym dłużej zastanowić,
wcale nie uważam tego za szczególnie dziwne. Wydaje mi się, że pisząc, dajesz
jakąś cząstkę siebie każdej postaci, którą tworzysz. Alan Rickman powiedział
kiedyś: „Jeśli chcesz wiedzieć, kim jestem, wszystko jest w mojej pracy. Kocham
to. Myślę, że jestem wszystkimi postaciami, jakie kiedykolwiek zagrałem, i
jednocześnie nie jestem żadną z nich”. Myślę, że trafił w sedno. Ja również
czuję to w ten sposób. Pisząc, wcielam się w każdego z moich bohaterów, nawet
tych najgorszych, najbardziej zwyrodniałych, i przez tę krótką chwilę patrzę na
świat ich oczami, czuję to, co czują oni – kocham, nienawidzę, pożądam – a przy
tym wciąż pozostaję zupełnie inną osobą.
Która z Twoich dwóch książek jest Ci
bliższa i dlaczego?
Wydaje mi się, że „Władczyni Mroku”.
To w gruncie rzeczy taka bajka, jaką sama dla siebie napisałam, jaką skrycie chciałabym
przeżyć, i jaką zapewne chciałaby przeżyć każda z nas. Choć oczywiście lubię
obie swoje powieści, to jednak „Po złej stronie lustra” nacechowana jest
bardziej negatywnym ładunkiem emocjonalnym, to cięższa, bardziej mroczna
książka, a ja nie zawsze mam ochotę zaglądać w najczarniejsze zakamarki swojej
pamięci. Bo to trochę tak, że jedna powieść jest moim koszmarem, druga zaś
marzeniem. I nie ma w tym nic dziwnego – pisałam je w dwóch odmiennych
momentach życia, targana całkowicie innymi emocjami. Lisa Johnson i Megan
Rivers to dwie różne bohaterki i myślę, że gdyby to Megan znalazła się w
uniwersum Lisy, dałaby Kobiecie w Bieli nieźle popalić. Nie znaczy oczywiście,
że Lisa jest ułomna; ona również potrafi pokazać pazurki. Jednak w ostatecznym
rozrachunku – gdyby ktoś dał mi taką możliwość – wolałabym wejść w skórę Megan.
Wolałabym przeżyć jej historię. I do tego wszystko się sprowadza.
Dziękuję K.C Hiddenstorm,
za udzielenie odpowiedzi na moje pytania. 💕💕
A Was kochani
zapraszam na fanpage Autorki
O tak, autorka potrafi podejść profesjonalnie do każdej opinii. Ja trochę kręciłam nosem, jak to ja, nad Władczynią mroku, a autorka i tak podziękowała mi z wielką klasą za wytknięcie jej błędów. To chyba w najbardziej przekonało mnie do sięgnięcia po jej kolejną powieść :)
OdpowiedzUsuń♥♥
UsuńNie słyszałam wcześniej o książkach tej autorki, ale sam wywiad wydał mi się na tyle sympatyczny, że muszę o nich poczytać więcej. :)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z tymi pseudonimami - skupiamy się na fabule, treści, a nie osobie, która to tworzy.
Obserwuję!
NaD okładkę ‹dawne LimoBooks :)
To prawda, zgodzę się również, że fabuła, treść ma większe znaczenie, iż imię i nazwisko autora. :)
UsuńNiestety nie zapoznałam się jeszcze z dziełami tej autorki,więc niedługo trzeba będzie to nadrobić. Motywujący wywiad,bowiem sama bardzo lubię pisać tak dla siebie. Może wreszcie wezmę się w garść i zapiszę więcej niż 20 stron. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
milowebooks.blogspot.com
♥♥
UsuńSerdecznnie polecam obie książki:)
OdpowiedzUsuń"Władczyni mroku" jeszcze przede mną. :)
UsuńJeśli chodzi o "Po złej stronie lustra" również serdecznie polecam! ♥
Te przygody czytelnicze jeszcze przede mną, moje klimaty, więc chętnie się za nie zabiorę. Ciekawy wywiad. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Super! ♥
UsuńWłaśnie skończyłam jej książkę. Ach jeszcze trochę i ja dostałabym obłędu hihhiih
OdpowiedzUsuńDziękuję za wywiad, uwielbiam czytać wieści o autorach :)
♥
UsuńWydaje się bardzo interesującą osobom, a to, że jej styl ma takie cechy sprawia, że chcę poznać jakąś jej historię :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zainteresowałaś się twórczością K. C. Hiddenstorm. :)
UsuńTo chyba nie mój typ literatury, ale okładki są cudowne :)
OdpowiedzUsuńNiezły wywiad. Fajnie rozbudowane odpowiedzi, chociaż całość troszkę się zlewa przez długie teksty - spróbuj może pogrubić kilka rzeczy po za pytaniami, będzie wygodniej czytać.
OdpowiedzUsuńxoxo
L. (https://slowotok-laury.blogspot.com/)