Serdecznie
zapraszam na szczęśliwą siódemkę, czyli siedem pytań do... Marty Radomskiej.
Może na początek opowie Nam coś o sobie? Kim jest Marta Radomska?
Wyobraźcie sobie niewielką istotę płci pięknej, najczęściej odzianą w
strój sportowy, obowiązkowo upstrzony burym kocim futrem, która najlepiej się
czuje przebierając nogami, koniecznie na świeżym powietrzu i pod górkę. Na
czterech literach zasiada z własnej woli tylko w celu pisania, ewentualnie
miziania kota. Miłośniczka długich, górskich wędrówek, biegania, fitnessu,
zwierząt (zwłaszcza mruczących) oraz zdrowego jedzenia vege (szczególnie, gdy
przygotowuje je ktoś inny). Literacko zwolenniczka różnego rodzaju książek (komedie kryminalne i
obyczajowe, horrory, kryminały, publikacje medyczne i weterynaryjne), oprócz
typowych romansów, chyba, że są okraszone inteligentnym dowcipem.
Charakterologicznie skomplikowana i wymagająca świętej cierpliwości, co
gorliwie poświadcza mój Mąż. Na szczęście Kot nie zgłasza zażaleń, więc w razie
potrzeby pytajcie jego. J
Jak to się stało, że postanowiłaś pisać książki?
To nie było tak, że postanowiłam, bo życie zdecydowało za mnie i nawet za
bardzo nie pytało o zdanie. Od małego kotłowało mi się w głowie milion historii, które wyrywały się
na wolność i było im obojętne, czy zostaną nabazgrolone na podwędzonych Tacie
papierach, czy na ścianie pod biurkiem. Kiedy trochę podrosłam, prawie
całe kieszonkowe wydawałam na śliczne zeszyty w kotki, kwiatki, księżniczki,
żeby w bardziej akceptowalny sposób utrwalać swoje pomysły. Dużo z tych
zapisków mam do dzisiaj. Niestety twórczość ścienna została zamalowana.
Co było inspiracją do napisania książki „Tego kwiatu jest pół światu”?
Trudno jest wskazać
jedną, konkretną inspirację. Najczęściej są to przebłyski dnia codziennego,
które nakładają się na siebie niczym w kalejdoskopie, a ja bawię się nimi tak długo,
aż zaczynają tworzyć konkretną historię. Taką układanką w przypadku „Tego
kwiatu” były choćby ekscesy autorstwa moich kotów (awantura ze sroką miała
miejsce naprawdę!) oraz wizyta w studiu tatuażu. No i całe mnóstwo cudownych
wspomnień związanych z wakacjami u Dziadków. Wprawdzie ani jedni, ani drudzy
nie dysponowali tajemniczym labiryntem w piwnicy, ale szaleństwa nad jeziorem
na zmianę z obserwowaniem fascynującego życia raków były nieodłącznym elementem
letniego wypoczynku.
Czy tytuł Twojej książki był jedynym, czy rozważałaś inne propozycje, jeżeli tak to jakie?
Tak w kwestii tytułu,
jak i okładki, najwięcej ma do powiedzenia zespół wydawniczy, który ze mną
pracuje. Ja to bardzo doceniam, ponieważ w moim przypadku planujemy zazwyczaj
trzytomowe serie. Moim zadaniem jest stworzyć intrygującą fabułę, natomiast
moja Pani Redaktor czuwa nad tym, by tytuły i strona graficzna zamykały się w
ładną całość. Bardzo rzadko zdarza się, by pierwsza propozycja tytułu była
ostateczna. I tak na przykład „Tego kwiatu” miało pierwotnie nosić tytuł
„Tatuaż na szczęście”. Tylko jak potem dopasować tytuły dalszych części?
Tatuażowa nomenklatura chyba by się nie sprawdziła. Postawiliśmy więc na
wariant kwiatowy, ponieważ główna bohaterka jest właścicielką kwiaciarni.
Czy tworząc postacie przewijające się przez karty „Tego kwiatu jest pół światu” wzorowałaś się na kimś? A może nadałaś im swoje cechy charakteru?
Traktuję moje bohaterki
jak dobre przyjaciółki, więc bardzo chętnie dzielę się z nimi pewnymi cechami
swojego charakteru. Pewnie dlatego Maja jest zadeklarowaną kociarą i nie ma
oporów nawet przed przełażeniem przez płot na podejrzaną, opuszczoną posesję,
by ocalić tkwiącego na drzewie kocurka. Nieocenionym źródłem inspiracji jest dla
mnie mój Mąż, którego poczucie humoru często jest przyczyną zabawnych sytuacji,
które umieszczam w tekstach. Ale generalnie staram się, by moi bohaterowie byli
sobą, a nie klonami realnych ludzi. Najważniejszym wyznacznikiem jest dla mnie
to, czy są w stanie wzbudzić we mnie emocje: sympatię, współczucie, niechęć.
Jeżeli tak jest, wiem, że przestali być papierowymi marionetkami i że udało mi
się tchnąć w nich życie.
Czy są w Twoim życiu momenty zwątpienia, chwile kiedy absolutnie brakuje Ci weny? Jeśli tak, to jak sobie wtedy sobie radzi?
Najgorsze są dla mnie nie tyle momenty braku weny,
co przemęczenie, gdy po powrocie do domu nie mam siły na nic, oprócz zakopania
się pod ciepłym kocykiem z moim kotem. Nie lubię takich dni, bo tracę wtedy
kontakt z tekstem, nad którym pracuję. Im dłuższa przerwa, tym trudniej wrócić
do świata moich bohaterów. Dlatego najlepszą rzeczą, jaką mogę zrobić, jest
zabrać pod kocyk oprócz kota i herbaty również laptopa, i przynajmniej czytać
napisane już rozdziały. Jest wtedy duża szansa, że myślenie samo wskoczy na
właściwy tor i pozwoli przełamać pisarski zastój.
Jak wyglądają Twoje plany wydawnicze? Czy masz już może gotową kolejną powieść?
Druga i trzecia część „Tego kwiatu” są już gotowe i
czekają na swoją kolej, by ukazać się w sprzedaży. Czytelników, którzy
zaprzyjaźnili się z Olą, Dareczkiem oraz dietetyczką Agnieszką z mojej
poprzedniej, „biegowej” serii, na pewno ucieszy fakt, że fitness klub będzie
jednym z miejsc akcji zwłaszcza w ostatnim tomie przygód Majki i Michała.
Ja zaś sporo czasu spędzam w tej chwili w
towarzystwie kuzynki Aleksandry, pisarki Laury oraz bohaterskiego gliniarza
Irka Gosa, i, przyznam szczerze, mam z nimi ręce pełne roboty! Nie dość, że
muszę uporać się z kryminalnym aspektem ich życia, to jeszcze uporządkować
bałagan uczuciowy, z którym kompletnie sobie nie radzą. No i obowiązkowo zorganizować
im futrzastego pupila.
Serdecznie dziękuję Marcie za udział w moim cyklu, a Was zachęcam do polubienia strony autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥