Z okazji premiery książki "Dziewczyna z warkoczem" serdecznie zapraszam na szczęśliwą siódemkę, czyli siedem pytań do... Agnieszki Jordan-Gondorek
Może na początek opowie Nam Pani coś o sobie? Kim jest Agnieszka Jordan-Gondorek?
Agnieszka to kobieta o stu twarzach i tysiącu zainteresowaniach.
Żona, matka, córka, siostra, przyjaciółka, kumpela, praco i kawoholiczka. Jak
każdy szanujący się zodiakalny skorpion, przekorę mam we krwi, nie idę na
łatwiznę, i nigdy się nie poddaję. Boję się tłumów, więc może właśnie dlatego
zawsze łatwiej było mi iść pod prąd, niż z prądem. Od bajek Disneya wolałam
japońskie anime. Gdy moje rówieśniczki fascynowały się zachodnimi
boysbandami, słuchałam muzyki
klasycznej, a później dzięki Internetowi odkryłam takich japońskich wykonawców
jak Nanase Aikawa, czy Ayumi Hamasaki, aż w końcu zakochałam się bez
pamięci w muzyce zespołu X-Japan. Jak
się bardzo postaram, mogę być delikatnym kobiecym kwiatuszkiem, ale meble też
potrafię skręcić, nie mówiąc już o zagadaniu kogoś na śmierć.
Jak to się stało, że postanowiła Pani napisać książkę? Czy zawsze marzyła Pani o pisaniu, czy sprawił to jakiś zbieg życiowych okoliczności?
Moja
Mama jest bibliotekarką, więc książki zawsze były obecne w naszym domu. Jako
dziecko katowałam Mamę, domagając się by czytała w kółko moje ulubione książki.
Gdy nauczyłam się czytać i zapisałam do biblioteki, czytanie stało się moim
sposobem na życie i właściwie poza szkołą i odrabianiem lekcji, nie robiłam
prawie nic innego. Pokochałam Braci Lwie Serce, Astrid Lindgren, a czytając
książki Lucy Maud Montgomery sama zapragnęłam zostać pisarką. Jak każdy
grafoman, pisałam dużo i szybko, ale te moje wypociny nie miały raczej żadnej
wartości. Jednak oswoiły mnie z procesem twórczym i nauczyły pewnej
samodyscypliny. Pisałam i pisałam, jednak teksty nadal nie były dobre, więc w
pewnym momencie przestałam i miałam ponad dziesięcioletni przestój. Bodajże w
2014 roku, chyba w przypływie masochizmu, postanowiłam wrócić do pisania i
zarejestrowałam się na forum literackim WeryfikatoriuM. W Internecie jest wiele
forów, gdzie autor-amator, może usłyszeć / przeczytać pieśni pochwalne na temat
swojego tekstu, ale chcę podkreślić, że WeryfikatoriuM właśnie nie jest takim
miejscem. Jeśli ktoś odważy się zamieścić tekst do weryfikacji, forumowicze
wypunktują wszystkie błędy, począwszy od interpunkcji, poprzez kolokacje, na
pomyśle skończywszy. To prawdziwa szkoła życia, gdzie człowiek traci złudzenie,
że pisanie jest powołaniem, że pisać każdy może, a zamiast tego przekonuje się,
że to ciężka praca, która wymaga skupienia, systematyczności, dokładności i
setek godzin poświęconych na klepaniu tekstu na klawiaturze. I poprawianie,
poprawianie i jeszcze raz poprawianie. Ale to wszystko przynosi rezultaty.
Proszę Nam zdradzić, kiedy pojawił się u Pani impuls, który rozbudził gotowość do napisania książki „Dziewczyna z warkoczem”? Czy może pojawił się on pod wpływem jakichś wydarzeń, czy jednak rodził się rozważnie, stopniowo i bez pośpiechu?
Na
przełomie 2016/2017 roku zaczęła rodzić się moja pierwsza „dojrzała” powieść.
Miałam już 300 tysięcy znaków ze spacjami, czyli mniej więcej trzy czwarte
zaplanowanej całości, gdy niespodziewanie pod koniec sierpnia pojawiła się ona,
czyli Krystyna, z całkowicie nową historią. Wściekła, sfrustrowana nie chciała
czekać na swoją kolej w pliku z pomysłami do realizacji. Żądała, bym się nią
zajęła natychmiast. Próbowałam z nią walczyć, ale była tak zdeterminowana, że
uległam. Jeśli chodzi o jakiś plan, według którego pisałam tę powieść, to taki
nie istniał. Krystyna odkrywała karty na bieżąco, zmuszając mnie do
dokształcania się w wielu dziedzinach. To ona dyktowała warunki, ja mogłam się
jedynie dostosować i godzinami grzebać w Internecie, by znaleźć to, co musiałam
później opisać. Czasami, przy okazji, odkrywając coś niesamowicie
interesującego.
Czy tworząc postacie przewijające się przez karty „Dziewczyny z warkoczem” wzorowała się Pani na kimś? A może nadała Pani im swoje cechy charakteru?
Postacie,
którymi operowałam w tej książce nie były wzorowane na konkretnych osobach.
Mogą posiadać jakieś pojedyncze cechy moich znajomych, jednak wydaje mi się, że
można uznać, że to twory autonomiczne. Starałam się, żeby postacie były
wiarygodne i żeby za każdą kryła się jakaś historia. Jak mi to wyszło, to
ocenią czytelnicy. Jedyną osobą, która posiada kilka moich cech, jest Krystyna.
Bo skoro ja uwielbiam X-Japan, to ona nie ma wyboru i musi lubić ten zespół.
Czy trudno było Pani wydać pierwszą książkę? Czy pojawiły się jakieś przeszkody na drodze „Dziewczyny z warkoczem” nim trafiła ona do czytelników? Co Panią najbardziej zaskoczyło w całym procesie wydawniczym?
Dziewczynę
skończyłam pisać w ostatnim dniu 2017 roku. Odleżała miesiąc, a później
wróciłam do niej, rzucając ją równocześnie na pożarcie kilku betom. W kwietniu
tekst był gotowy i przyszedł czas na najgorsze w moim odczuciu zadanie:
napisanie streszczenia. Tu nie ma jakiegoś ogólnego wzoru, niemal każde
wydawnictwo ma swoje własne wymagania co do ilości znaków w ilu ma się zawrzeć
owo streszczenie, czy chociażby do formatowania i nazewnictwa wysyłanych
plików. Maila z propozycją wydawniczą do Wydawnictwa Replika wysłałam 17 maja.
Nacisnęłam przycisk „wyślij” i w tej samej sekundzie zaczęłam sobie pluć w
brodę, bo właśnie wtedy zaczynały się Targi Książki w Warszawie, a ktoś kiedyś
ostrzegł mnie, że okres kiedy trwają targi nie jest najlepszym czasem na
wysyłanie propozycji wydawniczych. Już się pogodziłam z faktem, że zmarnowałam
szansę, kiedy 23 maja przyszedł mail z prostym przekazem: „Chcemy wydać tę książkę”.
Lato upłynęło spokojnie, na odpoczynku, cały proces wydawniczy rozpoczął się we
wrześniu. Współpraca z bardzo sympatyczną redaktorką, przepiękna okładka i w
końcu zapowiedź premiery. Jednak najmilsze chwile przyszły, gdy księgarnie
wprowadziły przedsprzedaż, wtedy to rodzina, przyjaciele, znajomi i nieznajomi,
zaczęli przesyłać mi wiadomości, że książkę już zamówili ufając w ciemno, że im
się spodoba.
Czy pisząc tę książkę miała Pani wizje jej zakończenia? Czy zakończenie przyszło pod koniec pisania?
Jak
już wspomniałam, to nie ja byłam kapitanem na tym okręcie, tylko Krystyna. W
połowie pisania krystalizowały mi się różne wersje zakończenia, ale Kryśka
zawsze wtedy robiła coś, co wykluczało dany wariant. Więc po prostu śledziłam
akcję, obserwując dokąd nas to wszystko zaprowadzi. Nie obeszło się oczywiście
bez sporego zaskoczenia, ale na szczęście wszystko skończyło się dobrze.
Jak wyglądają Pani plany wydawnicze? Czy ma już Pani może gotową kolejną powieść?
Mam
kilka pomysłów i jedną powieść do dokończenia, ale trudno mi określić, kiedy
będzie gotowa. Niedługo po raz drugi zostanę mamą i nie wiem, czy w
najbliższych tygodniach uda mi się znaleźć choć chwilę na pisanie.
Macie w planach "Dziewczynę z warkoczem"?
Już niebawem podzielę się z Wami
moim odczuciami na temat tej publikacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥