Serdecznie zapraszam Was na wywiad z Agatą Bizuk.
17. lipca swoją premierę świętowało wznowienie Twojej książki „Narzeczona z second-handu”. Cieszę się, że mój blog otrzymał szansę patronowania niniejszej publikacji. Cieszę się również, że zgodziłaś się ze mną porozmawiać. Może na początku opowiesz Nam coś o sobie. Kim jest Agata Bizuk?
Dziękuję za zaproszenie do wywiadu. Kim jestem? To zawsze najtrudniejsze dla mnie pytanie, bo pewnie każdy spodziewa się, że jestem jakąś wybitną osobistością, zresztą zawsze sama tak widziałam pisarzy i w ogóle osoby, które udzielają się w życiu publicznym. A tymczasem jestem zwykłą dziewczyną, najzwyklejszą na świecie. Tak samo, jak każdy wkurzam się, kiedy mi za wcześnie dzwoni budzik i muszę iść do pracy, sprzątam, gotuję, jem czekoladę, jak mi źle, narzekam, śmieję się czasami do łez, miewam głupie pomysły, płaczę na filmach i potrafię cały dzień chodzić w piżamie (choć niestety nie mam za dużo takich okazji). Jestem mamą i pracuję zawodowo. Od trzynastu lat mieszkam w Irlandii, namiętnie kocham roller coastery i jestem wielką fanką ludzi dokoła mnie. Uwielbiam, kiedy komuś się udaje i kibicuję każdemu, kto ma odwagę spełniać swoje marzenia. Taka ja. Jak każdy.
Jak to się stało, że
postanowiłaś pisać książki? Czy zawsze marzyłaś o pisaniu, czy sprawił to
jakiś zbieg życiowych okoliczności?
Piszę właściwie od zawsze i od zawsze mam bujną wyobraźnię. Tę moją wyobraźnię pewnego razu odkryła moja nauczycielka w podstawówce (chyba w trzeciej klasie), kiedy wywołała mnie do przeczytania wypracowania. Wstałam, przeczytałam, a kiedy przyszło do wpisania oceny do zeszytu, okazało się, że w zeszycie nic nie ma. Zapomniałam odrobić zadanie, więc wymyśliłam wszystko na poczekaniu. Potem było już tylko gorzej 😊 Pisałam wypracowania kolegom i koleżankom w klasie i wyżywałam się twórczo w domu. Książkę postanowiłam napisać w liceum. W zeszycie w linie i oczywiście ręcznie. Po jakimś czasie stwierdziłam, że to jednak głupie i wyrzuciłam zeszyt do pieca. Szkoda, bo miałabym fajną pamiątkę, ale było mi tak wstyd, że nie dałam rady tego trzymać. Kolejna próba była też jeszcze w liceum, tym razem na komputerze. Napisałam kilka stron, zapisałam je na dyskietce i zabezpieczyłam hasłem. I oczywiście natychmiast zapomniałam to hasło, więc moje wiekopomne dzieło zaginęło już na starcie. Potem, już tu w Irlandii zaczęłam pisać „Piątek trzynastego”. I pewnie skończyłoby się jak zwykle, gdybym nie spotkała po latach mojego kolegi z pierwszej pracy, Michała Wyszowskiego. To były czasy gadu-gadu i tam na siebie wpadliśmy. Poznaliśmy się z Michałem w redakcji Nowych Wiadomości Wałbrzyskich, gdzie był dziennikarzem, a ja stawiałam swoje pierwsze kroki w pisaniu. Wtedy był dla mnie dorosłym i doświadczonym panem redaktorem (choć starszym ode mnie o zaledwie kilka lat), a potem spotkaliśmy się w sieci już jako znajomi. Wtedy Michał właśnie wrócił z Wielkiej Brytanii i napisał książkę o własnych doświadczeniach na emigracji. Jemu pierwszemu odważyłam się powiedzieć o moich pisarskich marzeniach, a Michał, jak to Michał, od razu podchwycił temat. Męczył mnie, namawiał i dopingował. I właśnie dzięki niemu „Piatek” nie wylądował w szufladzie. Niestety Michała nie ma już wśród nas, ale zawsze będę mu wdzięczna za popchnięcie mnie do zrobienia tego pierwszego kroku. Bo tak naprawdę dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem.
Która z Twoich książek
jest Twoja ulubioną? Do której masz największy sentyment?
Najważniejszą książką jest dla mnie ta, która ukaże się niebawem, „Nic za darmo”. Jest zupełnie inna niż wszystkie dotychczasowe, dlatego tym bardziej mi bliska. Mam nadzieję, że i innym się spodoba.
Zdradź nam co było dla
Ciebie główną inspiracją do napisania powieści „Narzeczona z
second-handu”?
Szczerze – nie wiem 😊 mnie historie pojawiają się same, często podczas wykonywania różnych odmóżdżajacych zajęć, takich, jak na przykład mycie naczyń albo zakupy, których szczerze nienawidzę. Na sam pomysł wpadam zawsze znienacka, ale za to kolejne rozdziały tworzą mi się w głowie powoli. Zawsze inspiruje mnie życie, sytuacje, których jestem świadkiem i podsłyszane rozmowy.
Czy w „Narzeczona z
second-handu” pojawiły się elementy z prawdziwego życia?
Oczywiście! Żeby książka miała sens, musi być w miarę realistyczna. Jestem typem obserwatora, lubię patrzeć na ludzi, jak się zachowują, jak rozmawiają i potem do sytuacji dobudowuję historię i dopiero umieszczam ją w książce. Nie jest tak, że spisuję prawdziwe sytuacje, ale zawsze korzystam z własnych obserwacji. Staram się natomiast nie korzystać z cytatów i powiedzonek, zwłaszcza internetowych. Dbam o to, by moja książka była w stu procentach moja, z moim poczuciem humoru i opowiedziana moimi słowami.
Czy postać któregoś z
bohaterów była inspirowana prawdziwą osobą?
W przypadku „Narzeczonej” nie. Wszystkie postaci są wymyślone, i żyją wyłącznie na kartkach powieści.
Co podczas pisania „Narzeczonej
z second-handu” sprawiało Ci największą trudność?
Zdecydowanie systematyczność. Zresztą to jest ciągle mój największy problem. Niestety pracuję w pełnym wymiarze godzin, zajmuję się domem i milionem innych rzeczy, które właśnie przyjdą mi do głowy. Piszę nocami i czasem, po ciężkim dniu w pracy, naprawdę trudno mi się zmusić do otwarcia laptopa. Dlatego to moje pisanie jest dość nieregularne, nad czym bardzo boleję. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni, na razie pozostaje mi nie dosypiać. 😊
Ile czasu zajęło Ci napisanie „Narzeczonej z second-handu”?
Niestety długo, ze względu na permanentny brak czasu. Ale napisanie każdej kolejnej książki idzie mi coraz lepiej, więc jest nadzieja 😊
Jak Twoi bliscy
zareagowali na wieść o wznowieniu „Narzeczonej z second-handu”?
Mój mąż przyjmuje takie rzeczy spokojnie. Mam tyle różnych, dziwnych pomysłów, że już nic go nie rusza. Mój Olek za to cieszy się ze wszystkiego. Mówi na mnie, że jestem jego małą rudą pisareczką, więc chyba jest całkiem nieźle.
Jak Ci się udaje się
pogodzić pisanie książek z codziennymi obowiązkami?
Piszę głównie wieczorami albo nocami, kiedy już wszyscy pójdą spać. Niestety doba nie chce się w żaden sposób magicznie rozciągnąć, a szkoda, bo przydałoby mi się kilka dodatkowych godzin.
Czy pisząc książkę,
wiesz od razu, co się wydarzy, czy piszesz raczej spontanicznie?
Oczywiście, jak każda dobrze zorganizowana autorka, na początku mam plan. Wiem dokładnie, jak się książka zacznie, jak się skończy i całą fabułę mam zaplanowaną od a do z. A potem zaczynam pisać i wszystko się nagle rozpada. Postaci żyją własnym życiem i rujnują mi wszystkie, misternie przygotowane plany. Zupełnie mnie nie słuchają, więc oczywiście muszę wszystko zmieniać, bo, jak się okazuje, to nie ja tu rządzę. Więc tak – wszystko mam… spontanicznie zaplanowane 😊
Co Cię motywuje do
pisania?
Ludzie. Bo tak naprawdę piszę dla ludzi. Jeśli nikt nie chciałby czytać, tego, co piszę, to po co się starać? Fajnie, kiedy innym się podoba to, co robię, bo dopiero wtedy moja praca nabiera sensu.
Zdradź Nam teraz, jakich
autorów czytasz na co dzień?
Uwielbiam kryminały. Pasjami czytam polskich autorów. Ostatnio króluje u mnie Wojciech Chmielarz, obaj bracia Miłoszewscy, Katarzyna Puzyńska. Oczywiście uwielbiam też zagranicznych – wszystkich skandynawskich z Jo Nesbo na czele, Sebastiana Fitzka, ostatnio poznaję Chrisa Cartera. Lubię wszystko, byle były krew i flaki 😊 Ale, żeby nie było, że jestem taka nieczuła, to czasami lubię się oderwać i zanurzyć w czymś bardziej babskim. Tutaj prym wiedzie zdecydowanie Magda Witkiewicz ze swoimi eterycznymi obyczajówkami, niedawno też odkryłam Joannę Bator i Jakuba Żulczyka i jestem pod wielkim wrażeniem. To znowu nie babskie, ale wciąż ciekawe historie
Jak uważasz, co się
składa na dobrą literacką historię?
Na pewno dobry pomysł i zakończenie, które wyrywa z kapci. Bo można napisać dobrą książkę, fajnie skonstruowaną, ciekawą, taką, od której nie sposób się oderwać, a potem całkowicie zepsuć ją zakończeniem. Nie cierpię takich książek, bo zawsze po nich zostaje straszny niesmak.
Czy są w Twoim życiu
momenty zwątpienia, chwile kiedy absolutnie brakuje Ci weny? Jeśli tak, to
jak sobie wtedy radzisz?
Oczywiście, że są. Jestem bardzo mało odporna na braki w wenie. A do tego jestem autorką histeryczną, więc zawsze wtedy obiecuję sobie, że już więcej niczego nie napiszę, że kończę, bo to nie ma sensu i jednak chęć zostania pisarką była głupim pomysłem. A potem wracam, bo muszę, inaczej wyszłabym z siebie z nadmiaru myśli i pomysłów.
Jak wyglądają Twoje plany
wydawnicze? Czy masz już może gotową kolejną powieść?
Kolejna książka już jest w wydawnictwie i czekam na datę premiery. Następną zaczęłam. Jeszcze następna też jest gdzieś w przygotowaniu, tak więc zdecydowanie się dzieje 😊
Jakbyś zachęciła
czytelników do sięgnięcia po „Narzeczoną z second-handu”?
Na pewno okładka jest piękna! A co do treści, to po prostu mam nadzieję, że się spodoba. 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥