Dzień dobry!
Może na początek opowiesz coś o sobie? Kim jest Michał Biarda?
Nie ma
sprawy. Zacznę od metryczki, a następnie poleci luźna wiązanka zupełnie
niepowiązanych ze sobą faktów o mojej osobie. Jestem trzydziestoletnim
Warszawiakiem z dziada pradziada i od pięciu lat szczęśliwym mężem. Posiadam
rudego, wrednego, kochanego kota, noszącego imię Sokrates, który w chwili
pisania tego tekstu miałczy donośnie, żeby go wypuścić na balkon. Moje
wykształcenie i wykonywany zawód niespecjalnie pasują do wizerunku poczytnego
autora – jestem magistrem informatyki i ekonometrii, który programuje i
dyrektoruje w firmie tworzącej sklepy internetowe i platformy sprzedażowe. Uwielbiam
czytać książki, ale tylko i wyłącznie beletrystykę – poradniki oraz wszelkiej
maści pozycje programistyczne to zupełnie nie moje klimaty. W czasach
licealno-uniwersyteckich uprawiałem niszowy sport o nazwie footbag freestyle.
Jeździłem na Mistrzostwa Polski, Europy i Świata, i czasem przywoziłem nawet
jakiś medal. Uwielbiam się śmiać i rozśmieszać innych.
Królik w lunaparku to Twoja debiutancka książka. Powiedz mi, kiedy pojawił się u Ciebie impuls, który rozbudził gotowość do napisania tej książki? Czy może pojawił się on pod wpływem jakichś wydarzeń, czy jednak rodził się rozważnie, stopniowo i bez pośpiechu?
Napisanie
powieści od zawsze figurowało wysoko na liście moich prywatnych marzeń. Gdzieś
chyba na początku liceum zacząłem próbować swoich sił w łączeniu literek we
wspaniałą, nietuzinkową historię, ale poległem. I to kilka razy. Pierwsze wersy
Królika naskrobałem jako świeżo upieczony student, czyli ponad dziesięć lat
temu. I wtedy też poległem. Co prawda napisałem więcej niż kiedykolwiek (jeśli
mnie pamięć nie myli, dwadzieścia sześć stron A4), ale czegoś temu mojemu
tekstowi brakowało i w rezultacie trafił „do szuflady”. Na jakieś siedem lat.
Nie wiem, jak to się stało, że do niego wróciłem, ale pewnego dnia po prostu
stwierdziłem coś w stylu: Michał, ta powieść to Twoje marzenie, nikt za ciebie
jej nie stworzy, weź się w garść i pokaż, że umiesz pisać nie tylko programy
komputerowe. No i jak już ruszyłem, to poszło. Raz lepiej, raz gorzej, ale do
celu podróży dotarłem po około dwóch latach.
Czy trudno było Ci wydać pierwszą książkę? Czy pojawiły się jakieś przeszkody na drodze Królika w lunaparku nim trafił on do czytelników?
Czy było
trudno? Powiedziałbym, że bardzo trudno i do tego dość nieprzyjemnie.
Oczywiście zanim zacząłem rozsyłać swoją powieść do wydawnictw, zrobiłem mały
research i wiedziałem, że nie czeka mnie spacerek po łączce, ale nie
spodziewałem się aż takiego hardcore’u. Przede wszystkim, prawie nikt mi nie
odpisał, a raptem kilka firm poinformowało mnie, że tekst w ogóle do nich
dotarł. Myślałem, że moja historia (programista, który napisał powieść) kogoś
zaciekawi, ale jakoś przeszło to bez echa. Kiedy łapałem za telefon i
próbowałem na żywo dowiedzieć się od redaktorów czegokolwiek na temat mojej
propozycji, to albo mnie zbywano, że „niestety, nie tym
razem”, albo odsyłano z kwitkiem i kazano czekać dalej. Teraz już wiem, że
wtedy patrzyłem na to wszystko pod złym kątem. Rozumiem, że to biznes i
nieistotne, że mnie się wydaje, że napisałem fajną powieść. To oni muszą
zainwestować w nikomu nieznanego autora, a następnie sprzedać go i się z tego utrzymać. Ryzyko niewypału, jeśli chodzi o
debiutantów, jest ogromne. Dlatego finalnie wziąłem dużą część tego ryzyka na
siebie i zdecydowałem się wydać Królika w opcji ze współfinansowaniem.
Co Cię najbardziej zaskoczyło w całym procesie wydawniczym?
Zdecydowanie najbardziej zaskakującymi
elementami były redakcja i korekta. Zanim nastąpiły, myślałem, że umiem stawiać
przecinki! Na szczęście dużo lepiej było z ortografią – jedyny (mam nadzieję)
błąd udało mi się znaleźć samemu, równolegle do korektora :-). Dużym
zaskoczeniem był również proces powstawania okładki. Pierwsza wersja, lekko
powiedziawszy, prezentowała się nieco zabawnie. Wersja ostateczna jest tak
zarąbista, że nie mam słów. Między jedną a drugą minęło raptem kilka dni.
Szacun dla pana grafika, Artura Rostockiego, za idealne zrozumienie mojej wizji
i fantastyczną reakcję na przesyłane uwagi!
Jak Twoi bliscy zareagowali na wieść o wydaniu Królika z lunaparku?
Szampanów może nikt nie otwierał, ale
wszyscy bardzo się cieszyli, gratulowali mi i życzyli powodzenia. W dniu oficjalnej
premiery ze strony moich bliskich poszło całkiem sporo zamówień na własne
egzemplarze. Największe fanki, czyli moja żona i mama, zorganizowały akcje
promocyjne w firmach, w których pracują, co zaowocowało kilkudziesięcioma
kolejnymi sprzedażami. Bardzo mile zaskoczyło mnie również kilkoro dalszych
znajomych.
Jak wyglądają Twoje plany wydawnicze? Czy masz już może gotową kolejną powieść?
Tak się składa, że mam! Idąc za ciosem,
w dniu, w którym postawiłem ostatnią kropkę w mailu do ostatniego z wydawnictw,
zacząłem pisać kontynuację Królika. Z drugą powieścią poszło mi o wiele
szybciej. Mimo że jest o około jedną trzecią dłuższa od pierwszej, spędziłem
nad nią raptem jakieś piętnaście miesięcy. Powieść siedzi aktualnie „w
szufladzie” i czeka na wyniki sprzedaży „jedynki”. Trzymam kciuki, aby te
okazały się naprawdę dobre, bo kontynuacja bije ją na głowę ;-). Aktualnie
grzebię powolutku w trzeciej książce. Będzie to zupełnie nowa historia,
niepowiązana z Królikiem i zdecydowanie bardziej „dorosła”.
Masz jakąś dobrą radę dla tych, którzy chcą wydać książkę?
Wydaje mi się, że jest trochę za
wcześnie, abym rzucał radami. Sam czuję się jeszcze w tym temacie nieopierzonym
świeżakiem. Na pewno jednak chciałbym wszystkim polecić facebookową grupę „Jak
wydać książkę?”, w której cała masa super ludzi bardzo chętnie pomaga takim
laikom jak my. Gdybym trafił tam rok wcześniej, moja historia wydawnicza
mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
Serdecznie dziękuję Panu Michałowi, za udzielenie odpowiedzi na moje pytania. Tymczasem Was zapraszam na fanpage książki.
Kompletnie nie znałam tego autora:) Ale super pomysł na wywiad, można się o nim czegoś dowiedzieć!
OdpowiedzUsuńhttp://uglyographyy.blogspot.com/
Muszę wreszcie przeczytać tę książkę, wywiad ciekawy ;)
OdpowiedzUsuńIleż bym dała, żeby przeczytać tę książkę to nie wie nikt. Swietny wywiad. Teraz jeszcze bardziej zapragnełam tej pozycji.
OdpowiedzUsuńPodrugiejstronieokładki
Amelio, ależ starczy ok. 21 zł z wliczoną już przesyłką i Królik może być Twój! ;)
UsuńNa Ceneo są fajne oferty. A samą książkę bardzo polecam!
Wspaniały i bardzo ciekawy wywiad. Siedem trafnych pytań wystarczy, by dowiedzieć się tego, co najważniejsze dla czytelników.:)
OdpowiedzUsuńPo tym wywiadzie i Twojej recenzji tej książki, mam straszną ochotę ją przeczytać. :-)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy wywiad, z wielką przyjemnością przeczytałam:)
OdpowiedzUsuń