sobota, 7 października 2017

114. "Labirynt duchów" - Carlos Ruiz Zafón || Recenzja Przedpremierowa




Tytuł: Labirynt duchów
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza
Cykl: Cmentarz zapomnianych książek (Tom 4)
Ilość stron: 889
Oprawa: Miękka
Premiera: 11 październik 2017



Za każdym razem, gdy książka trafia w kolejne ręce, za każdym razem, kiedy ktoś wodzi po jej stronach wzrokiem, z każdym nowym czytelnikiem jej duch odradza się i staje się silniejszy.

Nareszcie w moje ręce trafiła czwarta część z serii Cmentarza Zapomnianych Książek Carlosa Ruiza Zafona – Labirynt duchów! Od kiedy dowiedziałam się, że na polskie tłumaczenie musimy czekać aż do jesieni tego roku siedziałam jak na szpilkach z taką samą dawką zniecierpliwienia jak i obaw o to, żeby tylko nic mnie w niej nie zawiodło. I, na szczęście, nic a nic nie sprawiło, żebym choć na chwilę odłożyła książkę rozczarowana!

Każdy, kto choć trochę interesuje się tym cyklem, z pewnością wie, że Labirynt duchów zawiera w sobie podsumowanie wszystkich dotychczasowych wątków, niedopowiedzeń i nieskończonych historii. 

Często wspominał ów świt sprzed piętnastu lat, kiedy Daniel obudził się przerażony, bo żadną miarą nie mógł przypomnieć sobie twarzy swojej mamy. Owego dnia rano księgarz po raz pierwszy poprowadził go na Cmentarz Zapomnianych Książek w nadziei, że owo szczególne miejsce zapełni pustkę, jaką pozostawiło w ich życiu odejście Isabelli.

W Labiryncie poznajemy nową postać – Alicję Gris, która zawdzięcza swoje życie Ferminowi, dobrze znanemu nam z poprzednich części. Po latach ich drogi znów się krzyżują, a to za sprawą zniknięcia Mauricia Vallsa, kiedyś dyrektora więzienia Montjuic, aktualnie zajmującego stanowisko ministra kultury. Alicja jest agentką, która ma go odnaleźć, jednak szybko okazuje się, że nie będzie to tak proste jak podejrzewała. Przede wszystkim musi wrócić do Barcelony, miasta, z którego wiele lat temu wyjechała z nadzieją, że już się tam nie pojawi. Wracają wspomnienia, przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. 

Prowadzone przez nią śledztwo prowadzi Alicję, a jakże!, do księgarni Sempere i Synowie, w której poznaje Bee i małego Juliana. Zbieg okoliczności sprawia, że zostaje zaproszona na urodziny ojca Daniela, tam zaś, po wielu latach spotyka właśnie Fermina, który jednak jej nie ufa – był przekonany, że Alicja zginęła w czasie wojny: widział, jak spada z dachu budynku. 

Dziewczynka przez całą wieczność spadała głową w dół, aż w końcu wylądowała na rozwieszonym brezencie, który zamortyzował upadek. (…) Jeśli nie uległa bowiem jakiemuś złudzeniu, to wszystko wskazywało na to, że wylądowała na szczycie ogromnej spirali, wieży powstałej wokół bezkresnego labiryntu korytarzy, przejść, łuków i galerii, które sprawiały wrażenie, jakby stanowiły część ogromnej katedry. Ale w odróżnieniu od katedr znanych Alicji ta nie była z kamienia. Wzniesiono ją z książek.

W ten sposób młodziutka Alicja trafiła po raz pierwszy na Cmentarz Zapomnianych Książek

Fermin, czyli moja ulubiona postać cyklu, nie zawiódł i tym razem –jego riposty i teksty sprawiały, że niejednokrotnie śmiałam się pod nosem:

Rozpiął płaszcz, ów niezbadany kram cudów, który był na przemian a to objazdowym sklepem zielarskim, a to zbiorem osobliwości czy też składem artefaktów i relikwii pozyskiwanych z tysiąca straganów, bud i na podejrzanych pchlich targach.
- Nie wiem, jakim cudem może pan nosić przy sobie tyle rupieci.
- Wyższa fizyka. Wziąwszy pod uwagę, że moja licha anatomia wspiera się jedynie na włóknach mięśniowych i tkance chrzęstnej, ten drobny arsenał potęguje moje pole grawitacyjne i daje solidne zakotwiczenie w czas wichrów i nawałnic.

Prowadzone przez Alicję śledztwo odkrywa nie tylko nowe fakty z życia Vallsa, ale także Mataixa, Caraxa oraz matki Daniela – Isabelli. Każdy z nich zostaje wyjaśniony, wszystko składa się w logiczną całość z faktami, które poznaliśmy w poprzednich częściach. Jednak wątek Isabelli… ah! Majstersztyk! Przyznaję… uroniłam łezkę albo dwie… no okej, może nawet i dwadzieścia 😉 Zupełnie nie spodziewałam się tego, co zafundował nam autor, jednak uważam, że jest to cudowne zwieńczenie całego cyklu. 

Muszę jednak na koniec wspomnieć o jednej wadzie tej książki, jaką znalazłam. Jest nią fakt, że to koniec historii o Cmentarzu Zapomnianych Książek. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kolejne książki Zafón’a będą równie magiczne. 😉

Za egzemplarz recenzyjny książki Labirynt Duchów, serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza.




Recenzja gościnna.
Sylwio,
dziękuję! 💕💕💕

14 komentarzy:

  1. Nie mogę się już doczekać swojego egzemplarza :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę w końcu sięgnąć po książki Zafona, bo z tego co zauważyłam lubi je naprawdę wiele osób ;)

    Pozdrawiam,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jakoś nie mogę się jeszcze przekonać do książek autora. Może kiedyś to się zmieni :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jeszcze nie czytałam książek Zafona, ale mam 2 na półce, więc muszę się za nie zabrać :)

    Pozdrawiam,
    oliviaczyta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio wszędzie widzę książki tego autora! To chyba znak, żeby po nie sięgnąć :D
    Super blog, zostaję na dłużej.

    Zapraszam do siebie- jedenrozdzialwiecej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja już mam książkę zamówiona. Więc zacieram łapki 🐾, a jak tylko ją dostanę będę czytać czytać czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Majstersztyk. Na takie książki warto długo czekać. Spektakularne zwieńczenie całej serii. Zgadzam się z recenzją. To bardzo wartościowa publikacja.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie jestem wielbicielką twórczości tego autora, ale może kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Muszę sięgnąć po nią. Coraz więcej dobrych słów czytam o tym autorze.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja właśnie zabieram się za lekturę tomu pierwszego i liczę na to, że stanę się fanką autora :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam dwie pierwsze części tego cyklu na półce, muszę jak najprędzej nadrobić zaległości! :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. ♥